Do Szkoły Podstawowej nr 56 w Poznaniu rodzice zapisali 27 sześciolatków. Uczą się w specjalnie dla nich urządzonej klasie. – Mają swoją świetlicę i godziny, kiedy korzystają ze stołówki – opowiada Andrzej Karaś, dyrektor szkoły.
Nie wszędzie maluchy mają takie warunki. – Jest ich zbyt mało, by tworzyć dla nich klasy. Dopóki nie ma przymusu, rodzice nie są zainteresowani skracaniem dzieciom dzieciństwa – ocenia Ferdynand Sańko, wicekurator lubuski, gdzie – jak wynika z danych MEN, które dziś publikujemy – tylko 2 proc. sześciolatków poszło do szkół.
Elżbieta Pielak, wicedyrektor Szkoły Podstawowej nr 35 w Szczecinie opowiada, że na 130 uczniów ma zaledwie czworo sześciolatków. – To dziewczynki. Są rozsiane po różnych klasach. Szybko się zasymilowały. Uczą się bardzo dobrze.
Według MEN aż 13,6 proc. sześciolatków uczy się na Podlasiu. Tymczasem kuratorium w Białymstoku podaje, że tylko 5 proc. (487 dzieci). Skąd różnica? Resort edukacji tłumaczy jedynie, że dane zbierał bezpośrednio od gmin.
Kuratoria w Białymstoku i Katowicach zauważyły natomiast, że chętniej dzieci do pierwszych klas posyłali rodzice z małych miejscowości niż z miast.