Aleksandra Kęciek z Warszawy zdumiała się, gdy przejrzała podręcznik kupiony dla siedmioletniej córki, która we wrześniu pójdzie do pierwszej klasy. – Napisany jest dla dzieci, które dopiero poznają litery. Córka będzie powtarzać to, czego się uczyła w zerówce – twierdzi.
Wszystko wskazuje na to, że ma rację. Nauczyciele zapowiadają rodzicom pierwszaków, że dzieci będą się uczyły według nowej podstawy programowej, która wejdzie w życie tej jesieni. Stworzono ją tak, by z nauką poradziły sobie sześciolatki. Program przewiduje naukę czytania i pisania od podstaw oraz rachowania do dziesięciu.
Reforma edukacji zakłada, że do 2012 r. rodzice mogą dobrowolnie posłać je do szkoły. Od 2012 – obowiązkowo.
MEN szacuje, że we wrześniu tylko ok. 10 proc. sześciolatków znajdzie się w szkołach. – W klasie córki będzie tylko jeden sześciolatek, który zresztą już umie liczyć do 100 – opowiada Stanisław Matczak z Gdańska. Informacje o tym, czego pierwszaki dowiedzą się w szkole, wywołały sprzeciwy rodziców. – Siedmiolatki są ofiarami reformy, która łączy dwa roczniki. W podręcznikach natrafią na znane im treści, ale inaczej nie dało się ich napisać. Muszą być zgodne z podstawą programową – przyznaje Piotr Marciszuk, przewodniczący sekcji wydawców edukacyjnych Polskiej Izby Książki.
Nauczyciele też są zobowiązani realizować program MEN. Stąd obawy rodziców, że siedmiolatki zmuszone do uczenia się tego, co już wiedzą, zrażą się do szkoły. – Badania nad niepowodzeniami szkolnymi mówią, że ich początek bierze się też z tego, że dziecku każe się powtarzać to, co już umie i zna – przyznaje prof. Danuta Waloszek z Uniwersytetu Pedagogicznego im. KEN w Krakowie.