Według danych ministerstwa, zaskakująco mało sześciolatków zaczęło edukację w regionach, gdzie jest dużo przedszkoli. W województwach opolskim i śląskim zrobiono tak tylko w ponad 3 proc. rodzin. Większy odsetek trafił do szkół w regionach, gdzie nie ma rozwiniętej sieci przedszkoli, np. w Warmińsko-Mazurskiem i Podlaskiem. – Tam sześciolatki i tak trafiłyby do zerówki w szkole. Łatwo było przekonać rodziców, by uczyły się w pierwszej klasie, skoro i tak znalazły się w szkolnym budynku – mówi Teresa Ogrodzińska z Fundacji Rozwoju Dzieci im. Komeńskiego.
Rząd obniżył wiek szkolny, by wcześniej wyrównywać różnice edukacyjne i by Polacy szybciej trafiali na rynek pracy. Obowiązkowo wszystkie sześciolatki mają znaleźć się w szkołach od 2012 r. Jednak już od tego roku rodzice mogli je tam posłać dobrowolnie. W Polsce jest ponad 348 tys. dzieci w wieku sześciu lat. Tylko 16 tysięcy, czyli 4,7 procent, poszło w tym roku do pierwszej klasy.
– To porażka MEN, które nie potrafiło przekonać rodziców – uważa była minister edukacji Krystyna Łybacka (SLD). Dodaje, że doszło do chaosu w nauczaniu najmłodszych. – Wprowadzono programy, które zakładają, że wszystkie sześciolatki są w szkołach. Tracą siedmiolatki, które powtarzają treści nauczone w zerówkach, i sześciolatki, które pozostały w przedszkolach.
Sławomir Kłosowski (PiS), były wiceminister edukacji, dodaje, że pomysły MEN nie mają poparcia w społeczeństwie. – Jednak w przyszłym roku dzieci w szkołach będzie więcej. Rodzice są do tego przymuszeni, bo w przedszkolu dzieci nie uczą się pisać ani czytać – mówi.
Minister edukacji Katarzyna Hall nie traci optymizmu. Wskazuje, że do niemal 72 proc. wzrosła liczba pięciolatków w przedszkolach. – Może nawet połowa z nich będzie gotowa pójść w przyszłym roku do szkoły – szacuje.