Pewna grupa chłopców w 4 klasie szkoły podstawowej dostała na języku polskim jedynki z odmiany przez przypadki. Chłopcy zasmuceni poszli poprawić ocenę. I kolejna jedynka. I kolejna, i kolejna.
Jedna z mam zapytała nauczycielkę języka polskiego, czy to stawianie jedynek za każdym razem gdy chłopcy próbują, ma sens? Nauczycielka odpisała, że musi sprawdzić wiedzę i udzielić chłopcom informacji zwrotnej. No tak, pomyślała mama, tylko jaka to informacja? Zapytała więc nauczycielkę, czy może tę informację wyrazić inaczej, bo o ile udzielanie informacji zwrotnej ona rozumie, to już stawianie kolejnego stopnia (i to niedostatecznego) już nie.
Nauczycielka pomyślała i wpadła na pomysł, że zaproponuje chłopcom, że postawi im szóstki w momencie, gdy opanują deklinację na tę właśnie ocenę, a do tej pory mogą próbować, ile chcą. Chłopcy z uśmiechem odwiedzali nauczycielkę do momentu, gdy wszyscy dostali szóstki. Gdy po kolejnych próbach wracali do domu, rodzice pytali „czy to już?”, chłopcy odpowiadali „było dobrze, ale nie na szóstkę” i próbowali dalej pokonać tego Goliata. Aż w końcu deklinację mieli w „małym paluszku”
Dwie drogi. Dwie skrajności. Jeden cel.
To my dorośli wybieramy sposoby sprawdzania wiedzy i to jakie emocje zafundujemy dzieciom i młodzieży. Świadomie piszę „dorośli”, a nie „nauczyciele i nauczycielki”, bo wszyscy mamy robotę do zrobienia.