Żyjemy w epoce dezinformacji, fake newsów, postprawdy, działań wywołanych emocjami. Jak w tym wszystkim mieści się uniwersytet? Jak edukować odpowiedzialnie?

Podstawowe cele i wartości Uniwersytetu Warszawskiego nie zmieniły się od wieków – to dążenie do prawdy, tolerancja, otwartość, solidarność. Natomiast rzeczywiście jest tak, że w tym zmieniającym się świecie duża liczba studentów, doktorantów, ale także pracowników uczelni jest poddawana dezinformacji. W przeszłości było łatwiej, a informacje podawane przez media były dokładniej sprawdzane pod kątem rzetelności. Dzisiaj bardzo trudno jest przekonać także społeczność akademicką, że to, co podano do publicznej wiadomości, niekoniecznie zawsze musi być prawdą.

W związku z tym odpowiedź na pytanie, co jest prawdą, a co fake newsem, nie jest prosta. Trzeba sprawdzać, trzeba mieć dystans do informacji, refleksję. Myślę, że prawdzie nie jest łatwo „się przebić”. To właśnie pięknie podany fałsz „przebija się” łatwiej, jest łatwiejszy do przyjęcia. W związku z tym, ucząc studentów na uniwersytecie, powinniśmy zwracać uwagę na to, że nie wszystko, co jest piękne, musi być prawdziwe.

Jak to robić?

Coraz poważniejszą rolę w tym zakresie odgrywają nauczyciele akademiccy. Musimy poświęcać studentom więcej czasu, musimy z nimi rozmawiać, dyskutować, wykazywać się cierpliwością i  pokazywać im pewną głębię związaną z przeprowadzaniem dowodów, ze stosowaniem odpowiedniej metodologii i logicznej poprawności, ale także z odwoływaniem się do wiedzy.

Rzeczywistość się zmieniła. Dzisiaj łatwiej i szybciej niż kiedyś możemy pozyskiwać informacje. Można wykorzystywać w tym celu różnego rodzaju media, internet, sztuczną inteligencję. Jednak powinniśmy, po pierwsze, podchodzić do tego krytycznie, a po drugie, zdawać sobie sprawę, że trzeba być ostrożnym.

Jak zarządzać uniwersytetem, który jest przecież olbrzymim organizmem, w tych pełnych turbulencji czasach?

Rzeczywiście, dzisiejsze uczelnie, w tym Uniwersytet Warszawski, są bardzo dużymi i złożonymi organizacjami. Mamy około 42 tys. studiujących. Uniwersytet jest też bardzo różnorodny. To bardzo piękna cecha. Ta różnorodność dotyczy nie tylko studentów i doktorantów, ale także nauczycieli akademickich, których mamy prawie 4,5 tys. Ważne są zatem w tym kontekście strategia, cele, które chce się osiągnąć, i rozmowa z ludźmi. Ale też liderzy. Jesteśmy pod stałą obserwacją studentek, studentów, naszych koleżanek i kolegów. Trzeba być otwartym na krytykę i sprawiedliwym.

A otwartość na zmiany i innowacje? Na ile uniwersytet jest kuźnią innowacji, nawet w takim czysto naukowym sensie?

Uczelnie mają różne charaktery. Uniwersytety zajmują się przede wszystkim badaniami podstawowymi, czyli matematyką, fizyką, chemią, biologią, ale także naukami społecznymi i humanistycznymi, bez których nie moglibyśmy funkcjonować. Bez nauk podstawowych dobrze nie funkcjonowałyby politechniki czy inne uczelnie. Oczywiście, że na politechnikach też się w pewnym zakresie prowadzi badania podstawowe, ale głównie jednak są to badania aplikacyjne, których wyniki można wprowadzać na rynek – czasem prawie natychmiast.

Dlatego tworzymy znakomite asocjacje pomiędzy uniwersytetami, politechnikami, ale także uczelniami ekonomicznymi. Mam wielką nadzieję, że Uniwersytet Warszawski się do tego przyczynia i że w jakimś sensie ja sam też się do tego przyczyniam, gdyż jestem z wykształcenia ekonomistą i finansistą. W związku z tym moim laboratorium jest gospodarka, funkcjonowanie w gospodarce, związki z firmami czy biznesem, co czasami spotykało się z brakiem zrozumienia. Wyobrażenie było takie, że rektor największego uniwersytetu w kraju powinien zajmować właściwie tylko zarządzaniem uczelnią, a nie działać na przykład w radach nadzorczych. A tutaj nie da się funkcjonować bez silnych związków ze światem zewnętrznym, z biznesem. Żeby rozmawiać o projektach badawczych, stażach, praktykach dla studentów, studentek czy doktorantek i doktorantów, trzeba być rozpoznawalnym. Świat zewnętrzny powinien wiedzieć, że rektorzy rozumieją biznes.

Kolejna sprawa: przez całe lata świat biznesu nie rozumiał się ze światem nauki. Uważaliśmy, że na uczelniach zostają najlepsze osoby, zdobywają tytuły, które potem zajmują się rozwojem nauki czy dydaktyką. A do biznesu idą ci „gorsi”. To po co się z nimi zadawać? To się na całe szczęście zmieniło. Wymusiła to rzeczywistość, ale na uczelniach pracują także już inne pokolenia, które zdają sobie sprawę, że w biznesie pracują znakomici ludzie.

Co daje ta świadomość?

Ułatwia na przykład nawiązywanie relacji czy kontaktów. Z tym łączy się kolejna sprawa: mamy znacznie lepsze rozeznanie rzeczywistości niż 30 czy 35 lat temu. To wynika między innymi z wymiany międzynarodowej. Na nas otworzyły się w szczególności uniwersytety, ale także biznes z Unii Europejskiej czy Stanów Zjednoczonych. Zobaczyliśmy, jak błędne było przekonanie, że środki budżetowe wystarczą na finansowanie nauki i dydaktyki.

W związku z tym staliśmy się w pozytywny sposób uzależnieni od biznesu, proponując badania, które są użyteczne dla firm. Dziś młodzież może pisać doktoraty, pracując w biznesie czy w różnego rodzaju laboratoriach badawczych, które prowadzą biznes. Nie możemy bez siebie istnieć, dlaczego więc nie współpracować, dlaczego się nie wspierać?

A jak to wygląda od strony organizacyjnej?

Nic się nie dzieje z dnia na dzień. Nie da się tego zrobić przez zadekretowanie. Jako Uniwersytet Warszawski mamy kilka bardzo ważnych projektów, które prowadzone są zarówno w Polsce, jak i za granicą. Jesteśmy liderem w Sojuszu 4EU+, złożonym z ośmiu bardzo dobrych europejskich uczelni. Poza UW należą do niego uniwersytety: w Heidelbergu, w Mediolanie, Kopenhaski, Genewski, Karola w Pradze, Paris-Panthéon-Assas i Sorbona. To konsorcjum być może stworzy w przyszłości Uniwersytet Europejski, który będzie konkurować z najlepszymi amerykańskimi czy azjatyckimi uniwersytetami. I to tworzy nam potężne możliwości współpracy z biznesem. Stworzyliśmy również w konsorcjum z polskimi uczelniami centrum w Dolinie Krzemowej – Poland in Silicon Valley Center for Science, Innovation, and Entrepreneurship – które ma wspierać z jednej strony rozwój badań, a z drugiej współpracę z firmami.

A jak w przypadku Uniwersytetu Warszawskiego wygląda komercjalizacja badań?

Nie mogę powiedzieć, że wygląda fantastycznie. Jednak jeżeli popatrzymy na ostatnie pięć–siedem lat, to mamy postęp. Coraz więcej patentujemy, i to – ku mojemu zaskoczeniu – znacznie więcej za granicą niż w kraju. Wygląda na to, że procedury patentowania są u nas chyba bardziej skomplikowane.

Inna sprawa to właśnie komercjalizacja. Tutaj jest bardzo dużo do zrobienia, nawet nie w sensie finansowym. Potrzebna jest kultura zrozumienia komercjalizacji. Czyli musimy mieć świadomość, że na 100 projektów prawdopodobnie uda się zrealizować pięć–siedem. Gdyby się udało dziesięć, byłby to ogromny sukces. Nie ma u nas jeszcze kultury myślenia polegającej na tym, że warto zainwestować, ponieść ryzyko, bo efekt końcowy zwróci wszystkie koszty.

Jak pokonać tę niechęć do ryzyka, mocno obecną na styku biznes–nauka w Polsce?

W wielu krajach już właściwie od szkoły podstawowej przekonuje się młodzież, że najważniejszą sprawą w biznesie, poza marzeniami i konsekwencją ich realizowania, jest umiejętność podniesienia się wtedy, kiedy się upadnie. U nas tego nie ma, ale to się zmienia. Ja i moi koledzy rektorzy stwarzamy więcej możliwości dla start-upów czy spin-offów, również tych finansowych. Ale też trzeba pamiętać, że konieczna jest w tym celu inna konstrukcja współfinansowania, która redukowałaby paraliżujący strach przed kontrolami. Musimy mieć też wewnętrzny odruch, żeby stawać w obronie tego, komu nie udało się jakieś przedsięwzięcie. I tłumaczyć, że w biznesie nie wszystko dane jest od samego początku i nie jest to gra zero-jedynkowa. Trzeba mieć świadomość, że porażka może być drogą do sukcesu.

MATERIAŁ POWSTAŁ WE WSPÓŁPRACY Z UW