– Zgłoszenia będzie można wysyłać za pośrednictwem formularza online, powstanie też specjalny e-mail i numer telefonu – dodaje Dorota Łoboda ze stowarzyszenia Rodzice Przeciwko Reformie Edukacji, współorganizatora manifestacji. – Przekazywane nam informacje mogą być anonimowe, najważniejsze, aby w zgłoszeniu znalazła się informacja o numerze szkoły, w której zaistniały zgłaszane nieprawidłowości. Tak byśmy mogli to zweryfikować.
W poniedziałek pod siedzibą MEN ma się pojawić ok. 1000 osób z całej Polski. Nauczyciele będą protestować też w innych dużych miastach, m.in. w Łodzi, Krakowie i Poznaniu.
Skąd taka mobilizacja? – W szkołach będzie armagedon – wieszczy Urszula Woźniak, szefowa ZNP na warszawskim Mokotowie.
– 5 września uczniowie siądą w ławkach i oczekują normalności, a nie jakiegoś chaosu – wtóruje jej Andrzej Gryguć, prezes podlaskiego ZNP. Jego zdaniem nauczyciele nie zdążyli przygotować się do wprowadzanych zmian, bo wszystko działo się zbyt szybko – od tworzenia nowej sieci szkół aż po podstawę programową.
Z informacji, które docierają do ZNP, wynika, że w wielu szkołach mają być problemy z kadrą. Z jednej strony, jak szacują związkowcy, pracę w wyniku reformy straciło 10 tys. nauczycieli, a 20 tys. obniżono pensum, z drugiej – brakuje osób, które chciałyby pracować w niepełnym wymiarze godzin. – Są szkoły podstawowe, które w ubiegłym roku miały dwie klasy szóste, a teraz tylko jedną siódmą, bo rodzice przenieśli dzieci do szkół prywatnych czy dwujęzycznych. Takie placówki potrzebują nauczyciela na dwie godziny w tygodniu. Czasami dogadują się z innymi szkołami, by jeden nauczyciel wspólnie prowadził zajęcia, czasami uzupełniają etat np. geografa zajęciami świetlicowymi – opowiada Urszula Woźniak. W ekstremalnych sytuacjach nauczyciel, by wypracować 18-godzinne tygodniowe pensum musi, kursować pomiędzy sześcioma szkołami. Takich pedagogów określa się mianem nauczycieli rowerowych.
Kolejnym problemem, z którym muszą poradzić sobie nauczyciele, jest nowa podstawa programowa. – Uczenie na dwóch odrębnych wymaga dużo większego przygotowania. Problem w tym, że za tym nie idą dodatkowe środki finansowe – zwraca uwagę Andrzej Gryguć. Dodaje, że ZNP nie uspokajają obiecane przez MEN podwyżki w wysokości 5 proc. w przyszłym roku. – Nauczyciele zostali postawieni przed arcytrudnym zadaniem: muszą wybrnąć z tego, co rząd im przygotował. Tak naprawdę zostali pozostawieni sami sobie – dodaje związkowiec.