Przez pierwsze dwa lata studiów w szkole doktorskiej młody naukowiec otrzymuje miesięcznie 2104 zł, a po pozytywnym przejściu oceny śródokresowej – 3242 zł.
– Doktoranci postulują, żeby stypendium przed oceną śródokresową przynajmniej dorównało pensji minimalnej. Przecież doktoranci to osoby po studiach, zakładające rodziny i rzetelnie wykonujące wiele obowiązków. Wysokość stypendium powinna pozwolić doktorantowi na utrzymanie, by mógł skupić się na pracy badawczej – mówi w rozmowie z „Rzeczpospolitą” Wojciech Kiełbasiński, rzecznik praw doktoranta.
W większości miast doktorantów nie stać na samodzielne wynajęcie mieszkania. Jeśli zdecydują się na zamieszkanie w akademiku lub domu doktoranta, opłaty też nie są niskie. Na UJ od listopada wynoszą od 560 do 980 zł. Podobnie sprawa ma się na Uniwersytecie Warszawskim – miesięczny koszt waha się od 529 zł do 950 zł.
Jak podkreślają doktoranci, wysokość stypendium nie odpowiada ponoszonym kosztom życia, są więc zmuszeni do podejmowania dodatkowego zatrudnienia. Wiąże się to z obniżeniem poziomu kształcenia. W obecnym systemie obowiązki doktorantów można bowiem przyrównać do pracy na pełen etat. Doktorat należy napisać i obronić w cztery lata, a na każdym roku oprócz udziału w obowiązkowych zajęciach jest też wiele czasochłonnych obowiązków – regularne publikowanie artykułów naukowych w drogich międzynarodowych czasopismach, wymóg aplikowania o granty i staże badawcze, obowiązkowy udział w konferencjach. Reforma Gowina zawęziła grono doktorantów. Za mniejszą ich liczbą miała pójść wyższa jakość studiów w szkole doktorskiej. Młody naukowiec, otrzymujący wysokie stypendium, miał się skupić na rozwoju.
Czytaj więcej
Na współpracy uczelni z pracodawcami zyskają wszyscy – szkoły wyższe, przedsiębiorcy i pracownicy.