Takie wnioski płyną z opublikowanych wczoraj wyników kontroli Najwyższej Izby Kontroli, która sprawdziła, jak szkoły przygotowały się do reformy obniżającej wiek szkolny.
Inspektorzy wzięli pod lupę blisko 7 tys. placówek. Pozytywnie zostały ocenione kwalifikacje nauczycieli do pracy z młodszymi dziećmi i wyposażenie sal lekcyjnych. Tylko w 9 proc. skontrolowanych szkół nie wydzielono części rekreacyjnej dla najmłodszych, a jedynie 2 proc. nie oferuje im zabawek i gier dydaktycznych. Na tym dobre wiadomości się kończą.
W blisko 40 proc. szkolnych toalet sześciolatki natkną się na bariery ergonomiczne, czyli np. niedostosowane do ich wzrostu umywalki czy pisuary. Jeszcze gorzej wygląda sprawa wyposażenia stołówek, blisko dwie trzecie z nich nie jest dostosowane do młodszych dzieci.
– Z naszych obserwacji wynika, że to najsłabszy element w przygotowaniu szkół do objęcia opieką sześciolatków. Nawet najbogatsze gminy miały problem, by sprostać temu zadaniu – mówi „Rz" Paweł Biedziak, rzecznik NIK.
Wydaje się jednak, że znacznie poważniejszym problemem w wielu szkołach będzie konieczność pracy na dwie, a niekiedy trzy zmiany. W związku z tym, że od września naukę w pierwszej klasie rozpocznie prawie cały rocznik siedmiolatków oraz urodzone w pierwszej połowie 2008 r. sześciolatki, NIK wyliczył, że liczebność w pierwszych klasach średnio w skali kraju wzrośnie o ponad 71 proc.