W 2019 roku napisał pan list, krytykujący reformę systemu oświaty z 2019 roku. „Widzę chaos na każdym poziomie edukacyjnym - prowadząc zajęcia w podstawówce widzę przepełnione budynki, podstawę programową niemożliwą do zrealizowania i przemęczone dzieciaki” – pisał pan. Jak od tego czasu zmieniła się szkoła?
Szkoła po reformie minister Anny Zalewskiej dochodziła i dalej dochodzi do siebie, cały czas się dociera. Podstawówki wdrażają się, uczą się, doskonalą pracę ze starszymi dziećmi - siódmą, ósmą klasą, wprowadzają nowe metody wychowawcze, które są potrzebne dzieciom w okresie dojrzewania. Ale czy coś zmieniło się w szkole organizacyjnie? Chaos systemowy jest dalej, ponieważ skutki tej reformy są wciąż odczuwalne.
Jakie to skutki?
Mamy taki sam, jak wtedy, niedobór nauczycieli. Mamy przepełnione szkoły, bo nie wszystkie podstawówki są w stanie pomieścić osiem klas, przeludnione licea. Mamy też takie szkoły, które dalej pracują na dwie zmiany, bo nie mają tylu sal, by pracować w systemie jednozmianowym. Mamy przepełnione podstawy, szczególnie w liceum.
Czytaj więcej
Nauczyciele chcieliby zarabiać co najmniej 5 tys. na rękę – mówi prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomir Broniarz
Szkoła wciąż się przystosowuje do nowych realiów, a szkoda, że te nowe realia w ogóle nastały, bo gimnazja wcale nie były złe. Sześcioletnie podstawówki też nie były złe. Jedyną korzyścią reformy jest czteroletnie liceum, które jest lepsze, bo przestaje być kursem przygotowawczym do matury; można tam bardziej efektywnie pracować. Ale tak naprawdę efekty tej reformy zobaczymy za pięć lat, kiedy wyjdą pierwsi absolwenci szkół wyższych. Choć z drugiej strony za rok będziemy mieć pewną odpowiedź, jak zobaczymy reakcję uczelni wyższych na absolwentów ośmioletnich podstawówek i czteroletnich liceów.
To czego w tej chwili szkole najbardziej brakuje?
Nauczycieli.