- Odmawiam podpisania nowelizacji Prawa oświatowego. Nie udało się osiągnąć społecznego kompromisu w sprawie tych zmian. Nie potrzebujemy w Polsce dodatkowych napięć – powiedział Andrzej Duda tym samym wprowadzając w osłupienie wszystkich działaczy edukacyjnych. Zdziwiony był także minister Czarnek, który choć utrzymywał, że uchwalona 1 grudnia nowela jest projektem poselskim a nie rządowym, stwierdził, że „kompletnie nie rozumie decyzji prezydenta”.
Być może, tak jak się mówi nieoficjalnie, na decyzję Andrzeja Dudy wpływ miała jego żona – z zawodu nauczycielka. Ale nie można też wykluczyć, że prezydent miał do wyboru – albo z tej sytuacji twarzą wyjdzie on, albo minister edukacji. I postanowił zagrać na siebie.
Chodzi o to, że pod koniec października pod obrady sejmowej komisji edukacji trafiły dwa projekty – poselski i prezydencki. Sejmowa komisja edukacji kierując projekt do procedowania w Sejmie uznały, że parlamentarzyści będą pracować nad wersją poselską a nie autorstwa Andrzeja Dudy.
Projekt prezydencki, leżący od miesięcy w sejmowej zamrażarce, zakładał zwiększenie roli rodziców w placówkach. Drugi – poselski, bliźniaczo podobny do zawetowanej na wiosnę przez prezydenta ustawy przygotowanej przez resort edukacji, dawał pełnię władzy kuratorowi. W lex Czarnek 2.0, by móc zaprosić do szkół organizacje pozarządowe, trzeba było pytać o to radę rodziców. Nie wiadomo tylko po co, bo i tak decydujące znaczenie miał mieć kurator oświaty.
- Przyszły do mnie dokładnie 133 listy protestacyjne. Niektóre z tych listów są podpisane przez nawet kilkadziesiąt organizacji społecznych. Projekt ten nie uzyskał, jak widać, szerokiej społecznej akceptacji. Z każdej strony sceny politycznej podmioty znajdują w tej ustawie punkty, co do których mają bardzo poważne wątpliwości i wobec których protestują – mówił prezydent. Zwrócił także uwagę na to, że nie było konsultacji społecznych projektu ani wysłuchania w sprawie ustawy – tego domagała się opozycja.