O skali upadku sklepików szkolnych poinformował portal HandelExtra.pl opierając się na danych uzyskanych z Grupy Maspex. Jak w rozmowie z portalem tłumaczyła Dorota Liszka, dyrektor ds. komunikacji w Grupie Maspex, mówiąc o połowie upadłych sklepików nie podaje pełnych danych, bo dużą część placówek przejęły od ajentów rady szkoły, a dostawcą były urzędy miasta.

Sklepików nie zastępują też automaty, bo załamał się także rynek vendingowy. Najgorszy był 2020 r., kiedy szkoły zostały zamknięte od końca marca do czerwca a jesienią otwarte jedynie na 1,5 miesiąca. W 2021 r. dopiero po feriach szkoły rozpoczęły naukę stacjonarną, ale też zdarzała się zdalna nauka. Brak dzieci w szkołach to brak pieniędzy a przedsiębiorcy, którzy musieli płacić za towar i raty leasingowe, wycofywali się z placówek edukacyjnych.

Brak punktów sprzedaży w szkołach jest niekorzystne dla biznesu, ale może być dobre dla dzieci. Część z nich sprzedawało także niezdrowe przekąski. A dyskusja, w jaki sposób je poprawić trwa od lat. 1 września 2015 r. weszły w życie restrykcyjne przepisy zabraniające sprzedawania w szkołach chipsów, napojów energetyzujących, jedzenia typu fast food i instant. W kanapkach muszą znajdować się warzywa.

Surowe przepisy zostały złagodzone w 2016 r., kiedy zdecydowano się na powrót do szkolnych sklepików drożdżówek (ale mniej słodkich i nie z mrożonego ciasta) a także kawy.

Czytaj więcej

Raport: Samorządy namawiają szkoły do oszczędzania energii i działań proekologicznych