O szkołę w Kijowie poprosili Polacy, którzy pracują na Ukrainie na kontraktach. W tej sprawie wysłali list do minister edukacji Katarzyny Hall. Teraz jeśli ich dzieci chcą zachować kontakt z językiem, mogą jedynie korzystać z zajęć w polskim punkcie konsultacyjnym. Chodzi do niego 90 dzieci. Uczą się polskiego, historii, geografii. To jednak nie wystarcza, by uznać, że spełniają obowiązek szkolny. W dodatku, gdy po jakimś czasie wrócą do polskich szkół, będą miały zaległości. Wiceminister Krzysztof Stanowski rozmawiał w piątek ze stroną ukraińską na temat powołania w Kijowie pierwszej polsko-ukraińskiej szkoły. – Chodziliby do niej Polacy i Ukraińcy. Przedmioty byłyby wykładane w dwóch językach. Placówka działałaby według systemu szkolnictwa ukraińskiego. Ukraińcy są zainteresowani, bo nasz język jest u nich bardzo popularny – przekonuje Stanowski.
Zagraniczne szkoły mają pomóc dzieciom emigrantów w nadrabianiu zaległości
W najbliższych tygodniach metodycy z obu krajów mają rozmawiać o programie nauczania klas I – III, bo placówka miałaby rozpocząć od przyjmowania najmłodszych uczniów. Wystartuje być może od nowego roku szkolnego.
Szacuje się, że za chlebem wyjechało z Polski blisko 2 mln rodaków. Najwięcej (według nieoficjalnych danych nawet milion) mieszka w Londynie. Tam w kwietniu rząd uruchamia szkolny punkt konsultacyjny. Będzie działał na zasadach podobnych do szkół sobotnich prowadzonych przez stowarzyszenia.
Punkt ulokowano w licznie zamieszkanej przez Polaków dzielnicy Hammersmith-Fulham. Nauczyciele w nim pracujący mają dbać o uzupełnianie edukacji polskich dzieci – by nie miały problemu z nadrobieniem materiału, gdy ich rodzice zdecydują się na powrót do kraju.