Od września rodzice na własny wniosek mogą posłać do pierwszych klas szkoły podstawowej dzieci sześcioletnie. Umożliwia im to nowelizacja ustawy oświatowej, w której zapisane jest obniżenie wieku szkolnego z siedmiu do sześciu lat.
Okazuje się jednak, że może to nastręczyć szkołom nie lada kłopotów. Problem bowiem w tym, że w jednej klasie spotkają się siedmiolatki po zerówce, potrafiące już czytać i pisać, z młodszymi o rok dziećmi po przedszkolu, które spędzały w nim czas na zabawie.
Minister edukacji Katarzyna Hall w najnowszym wpisie w swym blogu proponuje więc tworzenie osobnych klas dla sześcio- i siedmiolatków. „Kiedy mamy do czynienia z dziećmi, które w tym roku realizowały zupełnie inny program edukacyjny, obawy rodziców są całkiem zrozumiałe. Dlatego osobne oddziały klas pierwszych dla sześciolatków i dla siedmiolatków w tym roku szkolnym mogą mieć sens” – pisze minister. I wyjaśnia, że generalnie namawia do uczenia razem: „z wyjątkiem tegorocznych klas pierwszych. To jedyny przypadek, kiedy mogą występować różnice programowe w przygotowaniu dzieci”.
Kiedy „Rz” pytała minister Hall, jak uczyć w jednej klasie siedmio- i sześciolatki, szefowa MEN odpowiadała: „Jeżeli program nauczania będzie napisany dla sześciolatka, to i siedmiolatek sobie z nim poradzi” („Rz”, 3 marca 2008) oraz: „Dzieci starsze mogą się uczyć z programów nadających się również dla dzieci o rok młodszych” (25 listopada 2008).
– Nadal uważam, że dzieci poradzą sobie z programem i że sześciolatki i siedmiolatki mogą się uczyć z tych samych podręczników – mówi minister Hall. – Proponuję tworzenie osobnych klas, by rozwiać obawy rodziców, niepokojących się, że ich sześcioletnim dzieciom będzie trudniej uczyć się razem z siedmiolatkami, które były w tzw. zerówkach.