– Ponad 90 procent szkoleń językowych, jakie przeprowadzamy, to zajęcia z angielskiego – mówi Weronika Sokołowska, kierująca działem obsługi klienta w firmie Skrivanek specjalizującej się w tłumaczeniach i szkoleniach językowych w branży biznesowej. – 10 procent to nauka polskiego zagranicznych menedżerów, którzy wiedzą, że w Polsce spędzą przynajmniej rok, oraz pozostałych języków, zarówno tych bardziej rozpowszechnionych, jak niemiecki, i mniej znanych, jak niderlandzki czy serbski, potrzebnych do kontaktów z ważnym kontrahentem czy centralą firmy – dodaje.
Grupowe zajęcia z angielskiego organizowane są dla szeregowych pracowników firm. Czasem zajęcia uwzględniają naukę słownictwa specjalistycznego, branżowego, czasem są to zajęcia przeznaczone dla sekretarek (dużo korespondencji, umiejętność rozmów telefonicznych) czy księgowych (specjalistyczne słownictwo). Na droższe, indywidualne szkolenia decydują się raczej dyrektorzy, prezesi firm, którzy wolą zajęcia w dowolnych terminach, bardziej intensywne, nakierowana na ich własne potrzeby. – Dużą popularnością wśród nich cieszą się też kursy online albo opracowana przez nas metoda blended, która uzupełnia o spotkania z lektorem kurs internetowy – opowiada Sokołowska. – Ta metoda wymaga oczywiście większej samodyscypliny niż tradycyjne zajęcia, ale z tym akurat kadry wyższego szczebla nie mają większych kłopotów, są bardzo zmotywowane – twierdzi.
Bardzo często też zarządzający firmami wybierają kursy intensywne, dając sobie tydzień na podciągnięcie się w angielskim. Ceny kursów uzależnione są m.in. od poziomu zaawansowania, czasu czy miejsca, w którym się odbywają.
Czy dziś, gdy warunkiem przyjęcia młodej osoby do pracy w biznesie jest bardzo dobra znajomość angielskiego, kursy językowe, także specjalistyczne, są jeszcze w ogóle potrzebne? Okazuje się, że tak, bo podnoszenie kwalifikacji pracowników jest jednym z elementów polityki wewnętrznej wielu firm. To także szansa dla osób, które nie miały okazji intensywnie uczyć się angielskiego np. od pierwszej klasy podstawówki. Natomiast coraz rzadziej lektorom zdarza się prowadzić kursy angielskiego dla całkiem początkujących.
Coraz rzadziej nie znaczy nigdy: bywa, że na kurs dla początkujących decyduje się dyrektor dużej firmy. – Zazwyczaj zdarza się to w wielkich państwowych firmach, z korzeniami jeszcze w PRL, gdzie jednak coraz częściej trzeba kontaktować się z zagranicznymi klientami. A to, że dyrektor nawet nie potrafi się z nimi przywitać, jest już często nie do pomyślenia – komentuje Sokołowska.