Rzeczpospolita: Wielu słynnych innowatorów nie pokończyło szkół czy uczelni. Czy da się zmienić system edukacji w ten sposób, aby był atrakcyjny dla jednostek, które się w nim nie mieszczą?
Marek Metrycki, partner zarządzający Deloitte w Polsce: System edukacji powinien stać się atrakcyjny dla wszystkich uczniów, właśnie dlatego powinniśmy go zmieniać. Przywołam tu badania z użyciem testu na myślenie dywergencyjne, stworzonego na potrzeby rekrutacyjne NASA. Od końca lat 60. ubiegłego wieku sprawdzano nim zdolność kandydatów do twórczego tworzenia rozwiązań. Gdy przetestowano nim grupę pięciolatków, uzyskano szokujące wyniki – rezultat na poziomie kreatywnego geniuszu uzyskało 98 proc. dzieci. Po upływie pięciu lat w tej samej grupie odsetek wyników wybitnych spadł do 30 proc., a po kolejnych pięciu latach do 10 proc. W referencyjnej grupie 31-latków myślenie dywergencyjne na poziomie wybitnym ten sam test zidentyfikował u 2 proc. badanych.
Rodzimy się z darem kreatywnego myślenia, z naturalną tendencją do tworzenia nowych ścieżek, eksperymentowania, szukania, a potem ten dar zatracamy.
Szkoła to zabija?
Szkoła to tylko jeden z czynników determinujących rozwój dziecka. Pomijając biologię, mamy oddziaływania rodziny, społeczeństwa, kultury... Niemniej wiele światowych badań potwierdza, że wspieranie kreatywności nie należy do mocnych stron systemów oświatowych. I w tym tkwi nasza szansa, jeżeli zdołamy tę niemoc przełamać w polskim systemie. Nastawienie polskiego systemu edukacji formalnej na pielęgnowanie naturalnej kreatywności uczniów przyniosłoby gospodarce i społeczeństwu bardzo duże korzyści. Kształcenie może być o wiele bardziej efektywne, w systemie edukacji kryją się olbrzymie rezerwy.