Zamiast się uczyć, kopiują na potęgę

Studenci przyznają się, że nawet połowa ich pracy jest niesamodzielna

Publikacja: 20.03.2010 02:23

Przez dwa lata przybyło tych, którzy kopiują cudze prace. Na uczelniach niepublicznych to skok o 14

Przez dwa lata przybyło tych, którzy kopiują cudze prace. Na uczelniach niepublicznych to skok o 14 punktów. Wywiad internetowy z lat 2007 – 2009 na grupie ok. 400 studentów.

Foto: Rzeczpospolita

Moja praca w 50 proc. jest niesamodzielna – odpowiadali studenci szkół niepublicznych. Ich koledzy z placówek publicznych przyznawali, że sami nie napisali 30 proc. pracy. Takie wyniki przyniosły badania prof. Mariusza Jędrzejko ze Szkoły Główna Gospodarstwa Wiejskiego na temat naruszania norm etycznych w pracach licencjackich i magisterskich.

[srodtytul]Z Internetu tzn. niczyje[/srodtytul]

14 proc. studentów z uczelni publicznych i 32 proc. z niepublicznych przyznało się, że korzysta z już napisanych prac bez wskazania źródła. Kopiują też materiały z Internetu.

– Pokutuje u nas przekonanie, że materiały z sieci są niczyje i można z nich swobodnie korzystać – komentuje prof. Stefan Kwiatkowski, pedagog z Polskiej Akademii Nauk.

– To dużo łatwiejsze i szybsze niż ślęczenie nad stosem książek – przyznaje Iza, studentka warszawskiej uczelni im. Łazarskiego. I zdradza, że także wykładowcy kopiują internetowe źródła. – Miałam zajęcia z prowadzącymi, którzy wyświetlali nam slajdy z materiałami skopiowanymi z Wikipedii.

[srodtytul]Na Zachodzie tak samo[/srodtytul]

Zdaniem Sebastiana Kawczyńskiego z firmy Plagiat. pl takie powielanie bez zaznaczenia tego w pracy nie jest wystarczająco napiętnowane.

– Internet jest wciąż zjawiskiem nowym, więc i presja na tych, którzy kopiują, jest mniejsza – uważa.

[wyimek]48 proc. studentów uczelni niepublicznych po napisaniu pracy dyplomowej czegoś się nauczyło [/wyimek]

Zaznacza jednak, że to zjawisko nie jest u nas bardziej rozpowszechnione niż na Zachodzie. – W Wielkiej Brytanii czy Niemczech dotyczy to około 25 proc. prac. W USA na Uniwersytecie Michigan studenci pytani, czy kiedykolwiek cokolwiek skopiowali, nawet w 70 proc. dawali odpowiedzi twierdzące – zaznacza.

Dr Tomasz Perkowski z Fundacji na rzecz Nauki Polskiej, ichtiolog, który studiował m.in. na Central European University w Budapeszcie, uważa jednak, że za granicą przyzwolenie na korzystanie z cudzych prac bez wykazywania tego w przypisach jest dużo rzadsze.

– Plagiaryzm był równoznaczny z usunięciem z uczelni – mówi „Rz”.

I opowiada, że temu, co i jak można wykorzystywać przy pisaniu prac naukowych, były poświęcone specjalne zajęcia.

[srodtytul]Sposób na plagiat[/srodtytul]

Nasze uczelnie zabezpieczają się przed nieuczciwymi studentami przez system antyplagiatowy. 112 z nich korzysta z programu Plagiat. pl, który sprawdza, czy student nie skopiował cudzej pracy.

– Część wykładowców jest wyczulona na tym punkcie i wszystkie, nawet bardzo krótkie, prace zaliczeniowe potrafi sprawdzić w programie – twierdzi Marzena Izenberg, studentka socjologii i wiedzy o teatrze.

Jednak młodzi ludzie wymyślają coraz to nowe sposoby na jego omijanie. Nie tylko tłumaczą prace obcojęzyczne, ale i zamieniają czcionki używane przez polskie edytory tekstów na podobne, lecz z innych regionów, np. z Dalekiego Wschodu. Wstawiają też między słowa niewidoczne znaki, przez co program nie może rozpoznać, że praca została skopiowana.

– Na szczęście przebiegli studenci zazwyczaj chwalą się swoimi pomysłami w Internecie, więc szybko uaktualniamy program – zapewnia Sebastian Kawczyński z Plagiat. pl

[srodtytul]Kup pan pracę[/srodtytul]

Są i tacy, którzy nie zadają sobie trudu kopiowania stron internetowych, tylko kupują gotowe prace. 16 proc. studentów uczelni publicznych i 37 proc. niepublicznych potwierdziło, że zna kogoś, kto kupił pracę dyplomową. Odpowiednio 8 i 11 proc. spotkało się z ofertą kupna takiej pracy, a 19 i 36 proc. zna strony, gdzie można je kupić.

– Na każdym kierunku znajdzie się przynajmniej jedna osoba, która kupiła pracę. Gdybym chciał ją kupić, dokładnie wiedziałbym, do kogo się zgłosić – mówi Bartosz Narzelski, student politologii na UKSW. – Mam kolegę, który utrzymuje się z pisania prac, głównie maturalnych. Napisał też kilkanaście licencjackich, kilka magisterskich, a ostatnio nawet trzy rozdziały rozprawy doktorskiej.

Piszący prace mają swoje strony w sieci i podają telefony, czasem z adnotacją: „dzwoń wieczorami, w dzień jestem w bibliotece”. Ceny od 10 – 20 zł za stronę.

– Uczelnie wypuszczają kiepskich magistrów nieprzygotowanych do pracy, dlatego samo posiadanie tytułu magistra nie pozwoli na znalezienie pracy – przewiduje Adam Ambrozik z Konfederacji Pracodawców Polskich. – A dobra praca magisterska, a nie kopia materiałów z Wikipedii, może być atutem. Sam zdobyłem pierwszą pracę dzięki temu, że przy jej pisaniu współpracowałem z pracodawcami.

Moja praca w 50 proc. jest niesamodzielna – odpowiadali studenci szkół niepublicznych. Ich koledzy z placówek publicznych przyznawali, że sami nie napisali 30 proc. pracy. Takie wyniki przyniosły badania prof. Mariusza Jędrzejko ze Szkoły Główna Gospodarstwa Wiejskiego na temat naruszania norm etycznych w pracach licencjackich i magisterskich.

[srodtytul]Z Internetu tzn. niczyje[/srodtytul]

Pozostało 92% artykułu
Edukacja
Podcast „Szkoła na nowo”: Skibidi, sigma - czyli w jaki sposób młodzi tworzą swój język?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Edukacja
MEN zmienia przepisy o frekwencji w szkole. Uczeń nie pojedzie na wakacje we wrześniu
Edukacja
Rusza nowy podcast "Rz" poświęcony edukacji
Edukacja
Marcin Smolik odwołany ze stanowiska szefa CKE
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Edukacja
Ćwiek-Świdecka: czy wyniki Szkoły w Chmurze na pewno są takie złe?