Przez cztery godziny, dwa razy w tygodniu w 544 punktach dyżurują psychologowie i pedagogowie z poradni psychologiczno-pedagogicznych. Mają pomagać w rozwiązywaniu problemów wychowawczych młodzieży, ale uczniowie wstydzą się z nich korzystać. – Młodzież zaczęła się z siebie wyśmiewać, że jak coś przeskrobiesz, to trafisz do tego specjalnego pokoju – opowiada Joanna Chrobak, dyrektor poradni psychologiczno-pedagogicznej w Chojnowie (Dolnośląskie). – To zły pomysł, że punkty uruchomiono w szkołach, w których od razu uczniowie widzą, kto wchodzi do gabinetu specjalisty.
Maria Banaś, dyrektor Zespołu Szkół Ogólnokształcących w Koprzywnicy (Świętokrzyskie), dodaje, że też nie zauważyła zainteresowania uczniów poradami. Korzystają z nich jedynie nauczyciele i rodzice. – Pomysł uruchomienia poradni nie jest zły, ale trzeba jeszcze znaleźć sposób, jak skłonić młodzież, by z nich korzystała. Apele i ogłoszenia nie pomagają – mówi dyrektorka.
Dlatego pedagog Beata Dolaś i psycholog Beata Turczyńska z punktu w gimnazjum w Kluczewsku postanowiły zorganizować warsztaty. – Może po nich uczniowie chętniej do nas zajrzą – mówią.
W podstawówce w Sędziszowie (Świętokrzyskie) też zgłasza się więcej dorosłych niż uczniów. – Dzieci muszą mieć bliski kontakt z osobą, przed którą się otworzą. Punkt działa u nas od niedawna i tylko dwa razy w tygodniu. W rozwiązywaniu problemów wychowawczych potrzeba czasu – mówi dyrektorka szkoły Beata Paw.
W dodatku punkty w grudniu zostaną zamknięte. – To tylko rozbudzenie nadziei na polepszenie opieki w szkołach – uważają dyrektorzy.Resort tłumaczy, że program trwa krótko, bo to pilotaż. Ma dostarczyć materiałów do analiz, jakiej formy pomocy oczekują uczniowie, nauczyciele, rodzice. – Liczymy, że program będzie kontynuowany – mówi Elżbieta Matejka, dyrektor Departamentu Młodzieży, Wychowania i Bezpieczeństwa w Szkołach MEN.