Maria Grabowska, absolwentka jednego z radomskich liceów, zraziła się do polskiego systemu edukacji. Jeszcze przed maturą zaczęła przyglądać się uczelniom z innych krajów. Szukała takiej, której system pracy nastawiony jest na krytyczne, analityczne myślenie i zdobywanie umiejętności w praktyce. Pod uwagę brała uczelnie brytyjskie, ale ze względów finansowych trafiła do Danii. Koszty utrzymania i prestiż porównywalne, ale duńskie studia w przeciwieństwie do tych w Anglii są darmowe.
Przygotuj negocjacje, zdobądź sponsora
Po trzech latach nauki Grabowska ma tytuł licencjata Uniwersytetu Roskilde, jest specjalistką w zakresie zarządzania pozarządowymi organizacjami non-profit, pracuje w międzynarodowym zespole. Myśli o magisterce, też w Danii.
– Duńską edukację charakteryzuje praktyka, większość semestru sprowadza się do pracy nad projektem indywidualnym bądź grupowym – mówi „Rzeczpospolitej" Grabowska. Wygląda to tak, że w ramach zajęć z marketingu trzeba np. przygotować strategię negocjacyjną przy transferze piłkarza z drużyny A do B oraz pozyskać sponsora dla klubu.
Wykłady z teorii ograniczone są do minimum, tę wiedzę student musi pozyskać sam, jej znajomość jest weryfikowana w ramach pracy nad projektem.
Podobnie wygląda kształcenie na szkockich uczelniach. Radosław Górniak, student II roku architektury na Strath- clyde w Glasgow, przyznaje, że ma jedynie trzy przedmioty. – Pierwszy dotyczy kwestii inżynieryjnych, drugi historii architektury, trzeci, najważniejszy, to ćwiczenia praktyczne. Pracujemy w kilkunastoosobowych zespołach, w tym semestrze naszym zadaniem jest wykonanie projektu biblioteki, która miałaby stanąć w szkockim miasteczku – opowiada.