Wniosek do NIK, przy akceptacji polityków Platformy Obywatelskiej, posłowie z sejmowej Komisji Edukacji przyjęli w minionym tygodniu. Chcą, by kontrolerzy przyjrzeli się aspektom merytorycznym e-podręcznika, prawidłowości procedur konkursowych prowadzonych w ramach projektu oraz wydawania pieniędzy przeznaczonych na jego realizację.
Wciąż nie wiadomo, na jakim etapie są prace nad tworzeniem cyfrowych podręczników, z których od 1 września mają korzystać nauczyciele i uczniowie na lekcjach ze wszystkich przedmiotów kształcenia ogólnego – od podstawówek przez gimnazja po licea.
Pod koniec ubiegłego roku pracę stracił prawie cały zespół ekspertów pracujących nad tym projektem. Prowadzi go Ośrodek Rozwoju Edukacji, agenda podległa Ministerstwu Edukacji. Przyczyną zwolnień była niska jakość produktu, który udało się ekspertom przygotować, a także to, że stopień zaawansowania prac nad materiałami do nauki niektórych przedmiotów nie przekroczył 30 proc.
W połowie marca o szczegółach projektu e-podręcznika opowiadała posłom wiceminister edukacji Joanna Berdzik. Nie przekonała ich jednak, czego efektem jest właśnie wniosek do NIK o kontrolę.
– Przede wszystkim nie otrzymaliśmy jasnej odpowiedzi na pytanie, jaki jest stopień zaawansowania prac – mówi „Rzeczpospolitej" poseł PiS Zbigniew Dolata. Przedstawicielka ministerstwa pokazała posłom jedynie fragmenty różnych elementów e-podręcznika.
– Po tej prezentacji trudno mieć przekonanie, że będzie to produkt wartościowy – dodaje poseł PiS. W jego ocenie istnieje zagrożenie, że w związku z kampanią wyborczą rząd nie przyzna się do porażki i wrzuci do szkół to, co udało się przygotować, bez względu na jakość tych materiałów.
Zapytaliśmy Ośrodek Rozwoju Edukacji, na jakim etapie są prace nad e-podręcznikiem, w tym – w jakim stopniu zaawansowane są te dotyczące poszczególnych przedmiotów, które będą wchodziły w skład cyfrowej publikacji. Nie otrzymaliśmy odpowiedzi.