Korespondencja z Oceanii: brak edukacji ekologicznej zagrożeniem dla istnienia Kiribati

Przykład Kiribati najdobitniej pokazuje, że ograniczanie spalania paliw kopalnych to działanie niezbędne, ale jednostronne. Równolegle powinniśmy pilnie zmieniać nasze podejście do żywności, produkcji opakowań i śmieci. Trzeba postawić na solidną edukację ekologiczną. W przeciwnym razie z mapy świata zaczną znikać kolejne kraje i miasta.

Publikacja: 28.11.2022 16:25

Kiribati położone jest na Pacyfiku, na 33 rafach koralowych

Kiribati położone jest na Pacyfiku, na 33 rafach koralowych

Foto: AP

Republika Kiribati to państwo, które według prognoz jako pierwsze zniknie z powierzchni Ziemi na skutek rosnącego poziomu mórz i oceanów. Składa się z trzydziestu trzech wysp – trzydziestu dwóch atoli i jednej wyspy koralowej, Banaby. Z tych trzydziestu trzech tylko dwadzieścia jeden wysp jest zamieszkałych. Wszystkie mają zniknąć pod powierzchnią wody najpóźniej do 2050 roku. Przy czym negatywne konsekwencje zmian klimatu zmieniają naszą rzeczywistość tak szybko, że w tej chwili sceptycy są już zdania, iż o wiele bardziej prawdopodobny jest jednak 2035 rok.

Republika Kiribati straciła już dwie wyspy – w latach 90. pod wodami Pacyfiku zniknęła Abanuea, a w 1999 r. Tebua Tarawa. Ta druga była częścią atolu Tarawa, gdzie mieści się stolica państwa i siedziby wszystkich najważniejszych instytucji państwowych. Prezydent Republiki Kiribati, Taneti Maamu, wierzy, że pozostałe 33 wyspy można uratować sztucznie je podnosząc i zabezpieczając, choć oczywiście bez globalnej rezygnacji ze spalania paliw kopalnych się nie obędzie. Coś przecież musimy zrobić, żeby wzrost poziomu wód w morzach i oceanach zatrzymać.

Sami obywatele Kiribati są w tej sprawie podzieleni. Jedni z wysp uciekają, bo przeraża ich niepewna przyszłość. Inni zostają, wierząc, że tak źle nie będzie. Cokolwiek się jednak nie wydarzy, wyzwań, jakim w najbliższej przyszłości musi stawić czoła Kiribati jest więcej. Dwa kolejne, równie ważne, to brak bezpieczeństwa żywnościowego i śmieci.

Smutny obraz współczesności

Jak wynika z danych Banku Światowego, Republika Kiribati importuje większość artykułów spożywczych zza granicy, przede wszystkim z Fidżi, Chin, Australii i Nowej Zelandii. Eksportuje natomiast koprę, wodorosty i ryby. Tego na wyspach nie brakuje. Mieszkańcy Południowej Tarawy na własny użytek łowią ryby, hodują kury i świnie. I niewiele poza tym. Owoce i warzywa – oprócz wymienionych już kokosów, owoców drzewa chlebowego, pandanusa i bananów – trzeba na wyspę sprowadzać. Podobnie jak mąkę, ryż, cukier, sól, makaron, wołowinę, wieprzowinę, drób, pieczywo oraz o wiele częściej zastępujące je krakersy, wszelkiego rodzaju dodatki do chleba, sosy, alkohol, słodycze, kakao, herbatę czy kawę.

Taki stan trwa od wielu lat i dopiero w ostatnim czasie można dostrzec pewne zwiastuny zmian. Mowa o uruchomionej niedawno australijskiej i chińskiej pomocy – na razie w ramach programów pilotażowych – związanej m.in. z zakładaniem lokalnych hodowli owoców i warzyw oraz realizowanych przez tutejsze urzędy i ministerstwa szkoleniach na temat gospodarowania zasobami wodnymi, które też są przecież w Kiribati dramatycznie ograniczone. Jeśli stosunkowo ubogie gleby i niewielkie ilości wód gruntowych nie staną na przeszkodzie, jest szansa, że sytuacja nieco się poprawi. Ale zostaje jeszcze problem śmieci.

Śmieci wprost zalewają Południową Tarawę. Te śmieci to głównie pozostałości po towarach do kraju importowanych, choć i z tym zaśmieceniem rząd w Bairiki próbuje walczyć. Z mniejszymi lub większymi sukcesami, bo recykling i utylizacja odpadów w kraju wyspiarskim, znajdującym się zresztą na ONZ-towskiej liście 46 najsłabiej rozwiniętych państw świata least developed country, LDC nie jest rzeczą łatwą. UNEP na swojej stronie podaje, że Kiribati nie utylizuje u siebie odpadów ani nie poddaje ich recyklingowi, wysyła w tym celu śmieci za granicę. Nie funkcjonuje też system zbiórki śmieci z gospodarstw domowych, choć kontenerów i koszy na śmieci w pobliżu tzw. głównej drogi na Tarawie Południowej nie brakuje. Teoretycznie mieszkańcy powinni sami przewieźć odpady do miejsca ich ostatecznego składowania, ale wystarczy jeden spacer po atolu, żeby zorientować się, że spora grupa osób – jeśli nie znakomita większość – tego nie robi.

Wyrzucone nielegalnie śmieci zalegają w wielu miejscach w większości miasteczek i wsi zanieczyszczając dodatkowo środowisko i wodę, której i tak już bardzo w Kiribat brakuje. Turystom po cichu odradza się korzystanie z kranówki nawet do mycia zębów, a picie wody z kranu – nawet przegotowanej – jest działaniem wysoce ryzykownym. W czerwcu 2022 r. Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Koordynacji Pomocy Humanitarnej informowało, że aż w 73 proc. gospodarstw domowych w Betio, największym mieście Tarawy Południowej, woda była solidnie zanieczyszczona. Wodę pitną trzeba kupować w butelkach lub zamawiać w większych baniakach, które w ramach pomocy humanitarnej przysyła na wyspę m.in. Japonia.

O tym także na szczęście mówi się coraz częściej, choć zmiany, jakie następują, to raczej efekt obywatelskich inicjatyw oddolnych, a nie wdrażania przez rząd rozwiązań systemowych. Młodzi obywatele Republiki Kiribati coraz chętniej podejmują próby poprawy warunków życiowych w rodzimym kraju. To za ich sprawą, w ciągu ostatniej dekady pojawił się cały szereg inicjatyw, które mają to zmienić. Mowa między innymi o systemie wymiany plastiku na warzywa, który cieszy się na wyspach rosnącą popularnością. Ale, jak zauważa Raitiata Cati z Wydziału Ochrony Środowiska Kiribati, dopóki ludzie nie zaczną być świadomi tego, że są odpowiedzialni za generowane przez siebie śmieci, o pełnym sukcesie nie może być mowy. I tu właśnie przydałaby się ekologiczna edukacja.

Ekologiczne zmiany zacznijmy od siebie

Analogicznie ma się sytuacja z nami, mieszkańcami bogatych państw Europy, Azji czy Stanów Zjednoczonych. Bo to przecież my jesteśmy odpowiedzialni za powstanie i nieustanne powiększanie się Wielkich Oceanicznych Plam Śmieci dryfujących po wodach Pacyfiku i stwarzających realne zagrożenie także dla ekosystemów wód Kiribati. Dziś obie te Plamy ważą mniej więcej 100 mln ton, ale systematycznie i dynamicznie się powiększają. Rocznie powodują śmierć co najmniej miliona ptaków i 100 tys. ssaków. Prowadzony przez młodego przedsiębiorcę Boyana Slata projekt The OceanCleanup ma usunąć 90 proc. pływających po Pacyfiku śmieci w ciągu najbliższych 15-20 lat, ale przecież musimy równolegle przestać wrzucać do oceanu nowe śmieci. A niestety wciąż to robimy. Greenpeace podaje, że dokładnie co minutę ląduje w oceanie zawartość całej ciężarówki odpadów.

Właśnie dlatego tak bardzo potrzebujemy ekologicznej edukacji. Z danych zawartych w zestawieniu Environmental Performance Index 2020 (EPI) wynika, że najlepsze efekty w kwestii edukowania i wdrażania zielonych rozwiązań osiąga dziś Dania, która ogromną wagę przywiązuje nie tylko do redukowania emisji gazów cieplarnianych, ale też promowania idei lokalności i gospodarki cyrkularnej. Od Szwajcarii, która razem z Luksemburgiem uplasowała się na drugim miejscu, możemy z kolei uczyć się skutecznego i efektywnego recyklingu. To zyski dla środowiska naturalnego, dla obywateli, ale i oszczędności dla budżetu państwa.

Polska w EPI 2020 znalazła się na 37 miejscu, Kiribati dopiero na 54, co jest najlepszym dowodem na to, jak wiele jeszcze na polu edukacji ekologicznej musimy i tu i tu zrobić. W naszym przypadku zacząć należałoby od samego prezydenta Andrzeja Dudy, który na ostatnim szczycie klimatycznym w Egipcie tak uparcie twierdził, że „mieliśmy stopniowe zamykanie kolejnych ścian” w kopalniach węgla, ale napaść rosyjska na Ukrainę sprawiła, że znów potrzebujemy z nich korzystać. A przecież nie raz już dowodzono w wielu niezależnych od siebie raportach, że inwestycje w sektor OZE nie tylko wzmocniłyby Polskę gospodarczo, ale i zapewniły jej bezpieczeństwo energetyczne w przyszłości. Świetną lekturą jest w tym temacie chociażby analiza „Neutralna emisyjnie Polska 2050. Jak wyzwania zmienić w szansę” przygotowana przez McKinsey&Company. Jej autorzy podają, że trzy najważniejsze korzyści dla Polski związane z odejściem od spalania węgla to: oszczędność ok. 75 mld euro na kosztach operacyjnych, bezpieczeństwo energetyczne i rozwój nowych gałęzi gospodarki, czego efektem byłoby powstanie 250-300 tys. nowych miejsc pracy.

Na temat ekologii dużo się w ostatnich latach mówi, ale najwyraźniej trzeba mówić jeszcze więcej, jeszcze jaśniej i jeszcze głośniej. Tak, żebyśmy wszyscy w końcu zrozumieli łańcuch zależności, jaki łączy nas i nasze decyzje ze środowiskiem, w którym żyjemy. Solidna edukacja ekologiczna – dla dzieci i dla dorosłych – powinna sprowadzać się właśnie to objaśniania tych zależności i budowania powszechnej świadomości na temat tego, w jaki sposób każda zwłoka w przeprowadzeniu transformacji energetycznej w krajach europejskich wpływa na sytuację wyspiarskich państw Pacyfiku i wielu innych, w których kryzys klimatyczny już teraz zbiera dramatyczne żniwo.

Czytaj więcej

Małgorzata Gołota: Gdyby Polska była Norwegią. O edukacji ekologicznej nad Wisłą

Republika Kiribati to państwo, które według prognoz jako pierwsze zniknie z powierzchni Ziemi na skutek rosnącego poziomu mórz i oceanów. Składa się z trzydziestu trzech wysp – trzydziestu dwóch atoli i jednej wyspy koralowej, Banaby. Z tych trzydziestu trzech tylko dwadzieścia jeden wysp jest zamieszkałych. Wszystkie mają zniknąć pod powierzchnią wody najpóźniej do 2050 roku. Przy czym negatywne konsekwencje zmian klimatu zmieniają naszą rzeczywistość tak szybko, że w tej chwili sceptycy są już zdania, iż o wiele bardziej prawdopodobny jest jednak 2035 rok.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Za granicą
Ile kosztują studia medyczne za granicą?
Za granicą
Nauczyciele opowiadają o Polakach mieszkających na Wschodzie
Za granicą
Fałszywy nauczyciel wpadł przez błędy ortograficzne
Za granicą
Bezpłatna podróż koleją po Europie. Do wygrania bilety dla 36 tys. osób
Za granicą
Coraz więcej szkół decyduje się na czterodniowy tydzień nauki