Anna Zalewska, Dariusz Piontkowski, Przemysław Czarnek. Te 3 nazwiska zna każdy, kto przez 8 ostatnich lat natknął się na system edukacji publicznej. Na korytarzach urzędów gmin wywołują strach. Za niskie subwencje, odbieranie kompetencji, tzw. efekt mrożący. Z narracji opozycyjnych władz samorządowych wyczytać można, że ich rola w systemie edukacji ograniczona została do wypłacania pensji i remontów. Powstała Mapa Drogowa obalająca tezę o bezradnych samorządach.
Silna centralizacja szkół
Centralizacja systemu edukacji nie zaczęła się w 2015 roku. Upadek komunizmu zmienił w polskiej szkole bardzo niewiele. W klasach i dyrektorskich gabinetach stopniowo pojawiały się ukoronowane orły, obok milej widzianych w „świeckim” państwie krzyży, a dawniej demonizowana na przedmiotach społecznych demokracja włączona została do kanonu wartości, przynajmniej na papierze.
Od początku III RP polska szkoła była jednak silnie scentralizowana, nie mogąc wydostać się z kilkusetletniego modelu edukacji przygotowującej poddanego, nie obywatela. Kolejne rządy demokratyczne nie przeprowadzały strukturalnych reform decentralizujących i demokratyzujących polską oświatę. Wprowadzano gimnazja, aby później je zlikwidować. Minister Roman Giertych stawiał na mundurki, a nazwy przedmiotów zmieniano bez naprawy ich podstaw programowych.
Ciężko zatem nazwać wypadkiem przy pracy zaproponowane w 2021 roku przez Przemysława Czarnka zmiany w ustawie Prawo oświatowe, znane szerzej jako Lex Czarnek. Wzmocnienie roli kuratorów szkół będących „oświatowymi wojewodami” odebrane zostało jako wyrwanie kolejnych kompetencji władzom samorządowym. Odgrodzenie murem szkół od organizacji pozarządowych za pośrednictwem zawiłych procedur komunikowane było natomiast jako „oddanie decyzyjności w ręce rodziców”. Decyzyjności, którą mieli zagwarantowaną od wielu lat na mocy tego samego Prawa oświatowego.
Czytaj więcej
Przemysław Czarnek robi wszystko, żeby polepszyć swoją pozycję w PiS-ie. Dzieje się to kosztem s...