Chodzi o propozycje współfinansowania projektów realizowanych w ramach programu EFS w latach 2014–2020, które zaproponowało Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju.
Zgodnie z nimi uczelnie, chcąc sięgnąć po te pieniądze, musiałyby wyłożyć 10 proc. wartości projektu w ramach tzw. wkładu własnego. I tu pojawiają się problemy, bo system finansowania uczelni jest tak skonstruowany, że zdecydowana większość środków, którymi dysponują, może być przeznaczona tylko na określone cele.
W opinii skierowanej do Ministerstwa Infrastruktury i Rozwoju Konferencja Rektorów Akademickich Szkół Polskich pisze, że dotację podstawową, czyli środki, jakie uczelnia otrzymuje z budżetu państwa, może przeznaczyć jedynie na kształcenie studentów czy wypłatę stypendiów. Z kolei fundusze przeznaczane na badania naukowe mogą być wydatkowane tylko na ten cel.
„Należy również zauważyć, że przychody własne uczelni publicznej pochodzące z opłat za usługi edukacyjne mogą być pobierane jedynie w wysokości odpowiadającej kosztom świadczenia tych usług i nie mogą być zatem źródłem wkładu własnego" – piszą rektorzy. Zaznaczają też, że pula środków własnych, jakimi dysponują uczelnie, jest niska i uniemożliwia zapewnienie wkładu własnego do realizacji projektów unijnych.
Tymczasem zgodnie z założeniami MIiR uczelnie mają realizować jeden z podstawowych priorytetów w ramach programu EFS. Chodzi o poprawę dostępności i wspieranie uczenia się przez całe życie, podniesienie umiejętności i kwalifikacji pracowników, dopasowanie systemów kształcenia i szkolenia do potrzeb rynku pracy. W ramach tego projektu mają być realizowane kształcenie i szkolenia dla osób dorosłych, doradztwo edukacyjne i zawodowe czy stworzenie na terenie całego kraju lokalnych ośrodków wiedzy i edukacji.