W roku akademickim 2016/2017 setka najlepszych studentów, absolwentów studiów licencjackich lub tych, którzy ukończyli trzy lata nauki na jednolitych studiach magisterskich, będzie mogła ubiegać się o finansowe wsparcie. Z tych pieniędzy pokryją koszty rekrutacji, czesnego, zakwaterowania czy utrzymania się podczas studiów za granicą na najlepszych uczelniach. Pomoc finansowa będzie bezzwrotna, jeżeli student nie przerwie nauki, a w ciągu dziesięciu lat po jej ukończeniu przepracuje w Polsce łącznie pięć lat.
Takim pomysłem premier Ewa Kopacz chwaliła się już w swoim sejmowym exposé. Projekt stosownych przepisów rząd przyjął w ubiegłym tygodniu (trzeba znowelizować prawo o szkolnictwie wyższym i ustawę o podatku dochodowym).
Olga Siczek z firmy Elab Education Laboratory, która pomaga Polakom ubiegać się o miejsce w szkole wyższej za granicą, przekonuje, że nie spotkała się z sytuacją, w której uzdolnionej młodej osobie w dostaniu się na prestiżową uczelnię przeszkodził brak pieniędzy. – Najlepsze uczelnie walczą o tych najzdolniejszych studentów, bo chcą ich mieć w swoich szeregach. Za zdolny umysł są w stanie zapłacić – mówi „Rzeczpospolitej".
Co to oznacza w praktyce? Uczelnie brytyjskie czy amerykańskie mają pełną autonomię w systemach stypendialnych, warto zwrócić uwagę, że poza stypendiami naukowymi często oferują również sportowe. Podstawą w ubieganiu się o tę formę pomocy są wybitne osiągnięcia – nagrody w ogólnopolskich olimpiadach, udział w międzynarodowych konkursach i projektach.
Studenci mogą liczyć na dofinansowanie czesnego albo wsparcie, które pokryje im także koszty utrzymania. Dla przykładu na Oksfordzie Polacy mogą liczyć na stypendium wynoszące co najmniej 13 tys. funtów na takich kierunkach, jak ekonomia, dyplomacja czy studiach dotyczących migracji.
Za granicą studiuje ok. 48 tys. Polaków, najwięcej w Wielkiej Brytanii. Tam mogą się oni ubiegać o pożyczkę rządową ze Student Loans Company, która pokrywa pełne czesne na publicznych uczelniach i do 6 tys. funtów na uczelniach prywatnych. Spłatę zaczyna się dopiero wtedy, gdy zarobki studenta lub absolwenta przekroczą próg 21 tys. funtów rocznie w Wielkiej Brytanii lub ok. 12,6 tys. funtów w Polsce (ponad 70 tys. zł). Jeśli zarobki spadną poniżej tej kwoty, można przerwać spłatę, a jeśli przez 30 lat nie przekroczą wyznaczonego minimum – nawet w ogóle nie spłacać pożyczki.
Przed rokiem opisywaliśmy w „Rzeczpospolitej" historię kilku młodych polskich naukowców, którzy robią spektakularne kariery z dyplomami najbardziej prestiżowych brytyjskich szkół wyższych. Każdy z nich wskazywał, że dyplom otwierał im drogę nie tylko do kariery naukowej na uczelni, ale także w instytutach badawczych czy firmach. Wszyscy z nich przekonywali, że myślą o powrocie do Polski, ale jeszcze nie teraz. Czekają, aż krajowe uczelnie i ośrodki naukowe zrestrukturyzują się na tyle, aby mogły konkurować z tymi najsilniejszymi w Europie. Na to, jak to zrobić, rząd na razie nie ma pomysłu.