Dziś do Sejmu trafiło blisko milion podpisów pod wnioskiem o referendum ws. reformy edukacji. W związku z tym przypominamy sondaż z 6 lutego, w którym zapytaliśmy ankietowanych jak zagłosowaliby w takim referendum.
Przeprowadzony na nasze zlecenie sondaż IQS pokazał, że Polacy są w tej sprawie mocno podzieleni. Jednak o kilka procent większy jest odsetek osób popierających zmiany zakładające, że w miejsce obecnie istniejących typów wprowadzone zostaną: 8-letnia szkoła podstawowa, 4-letnie liceum i 5-letnie technikum oraz dwustopniowe szkoły branżowe, a gimnazja mają zostać zlikwidowane.
Magdalena Kaszulanis, rzeczniczka prasowa Związku Nauczycielstwa Polskiego, w rozmowie z „Rzeczpospolitą” twierdzi, że rodzice, którzy dowiadują się, jak reforma bezpośrednio wpłynie na ich życie oraz na karierę edukacyjną ich dzieci, od razu mówią, że są przeciwko tym zmianom.
- Bo reforma oznacza m.in. powrót do starego systemu i duże, zatłoczone podstawówki. Reforma to małe dzieci i nastolatki w jednym budynku, przenoszenie uczniów po III klasie do innej szkoły, podręczniki pisane na kolanie, mniej lekcji z przedmiotów przyrodniczych, o rok krótsza nauka przed wyborem szkoły średniej i kumulacja roczników w 2019 roku. Czyli więcej problemów, niż korzyści – kwituje Kaszulanis.
Premier Beata Szydło skrytykowała jednak propozycję organizowania referendum w tej sprawie. „To po prostu tylko próba wszczynania kolejnej awantury politycznej i do tego wszystkiego jeszcze straszenia rodziców i siania chaosu” – oceniła premier.
A Anna Ostrowska, rzecznik prasowy MEN, w rozmowie z nami zapewnia, że reforma edukacji jest dokładnie przemyślana i zaplanowana na wiele lat. – Przy wypracowywaniu zmian w systemie oświaty uważnie wsłuchiwaliśmy się w opinie rodziców, nauczycieli i samorządowców. Dążymy do tego, aby każdy uczeń, bez względu na to skąd pochodzi oraz jaki jest status materialny jego rodziców miał zapewnioną dobrą szkołę i dobrą edukację – mówi Ostrowska.