– Od początku oczywistym było, że umieszczenie edukacji zdrowotnej na pierwszej lub ostatniej godzinie lekcyjnej, jako przedmiot nieobowiązkowy, się nie sprawdzi. Zawsze znajdą się rodzice i dzieci, które będą na nie uczęszczać, ale znaczna część zrezygnuje – mówi Danuta Kozakiewicz, dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 103 w Warszawie, komentując informacje o wypisach z tego przedmiotu.
W kierowanej przez niej placówce na edukację zdrowotną chodzi jedna trzecia z 330 uprawnionych do tego uczniów. Zrezygnowali przede wszystkim ci z dwóch klas ósmych, najbardziej obciążeni zajęciami ze względu na czekający ich egzamin końcowy. Stojąca na czele stołecznej podstawówki wyjaśnia, że jej placówka – która wcześniej już postarała się o krajowy certyfikat szkoły promującej zdrowie – postawiła na pracę zespołu. W jego skład wchodzi nie tylko nauczyciel prowadzący przedmiot, ale też trzech wuefistów, biolog i dwóch psychologów. – Staramy się też o wsparcie z POZ i pomoc pielęgniarki. Chcemy zapraszać do współpracy ekspertów z zewnątrz, oczywiście za zgodą rodziców – tłumaczy Danuta Kozakiewicz.