Jestem głupia – myśli Kasia. Nic nie potrafię. Zawsze źle wybiorę.
Kasia kocha rodziców i rodzice kochają ją. Gdy chodziła do prywatnego przedszkola podglądali na monitoringu, co robi w sali przedszkolnej. Tęsknili za nią, gdy byli w pracy. Wybrali potem dla Kasi najlepszą szkołę i Kasia już wie, że pójdzie na najlepsze studia. Kasia wie, że może wybrać jakiekolwiek studia zechce, bo przecież bardzo dobrze się uczy. Kasia wybrała też meble do swojego pokoju, bo architekt pytał ją o każdy detal. Kasia naprawdę może wszystko.
Dlaczego więc Kasia niczego nie chce? Dlaczego siedzi w pokoju i jedyne o czym marzy, to żeby zniknąć?
Bo nadopiekuńczość rodziców jest przemocą, przed którą najtrudniej się obronić. I nie chodzi wyłącznie o wyręczanie dzieci we wszystkim, które jest jasnym komunikatem dla dziecka "ja zrobię to lepiej", "nie potrafisz tego zrobić". Chodzi o nadmiarową obecność rodziców w życiu dziecka. Są rodzice, których obecność jest tak nieznośna dla dzieci, że one naprawdę się duszą w ich obecności, a wypowiedzenie tego byłoby tak raniące, że dzieci tego nie mogą zrobić. A wystarczy zrobić trochę przestrzeni, by dziecko zdrowo mogło zatęsknić do bycia razem.
Prof. Antonina Gurycka pisze o dwóch biegunach – od ekstremalnej emocjonalnej akceptacji dziecka (żar) do ekstremalnego odrzucenia emocjonalnego dziecka (lód). Oba bieguny są równie szkodliwe, ponieważ zarówno nadmierna koncentracja na dziecku, jak i nadmierna koncentracja na sobie – jest szkodliwa. Warto o tym mówić i pamiętać, że dzieci nie mogą funkcjonować od ekstremum do ekstremum. W zdrowych relacjach są lepsze i gorsze dni, zdarzenia, ale one nie przebiegają od żaru do odrzucenia.
W „Raporcie o dołowaniu” Akademii Przyszłości, wśród wielu innych form przemocy wobec dzieci – przeczytacie również o zagłaskanych dzieciach i tym, że zdradzają one trudności z dostosowaniem się do codziennych wyzwań już w wieku pięciu lat.