Wiesław Kosakowski, dyrektor III LO w Gdyni, jednej z najlepszych szkół w kraju, nie może zwiększyć pensji zasadniczej swoim nauczycielom. Zarabiają tak jak inni pedagodzy w szkołach publicznych – od 1,2 tys. zł do 2,1 tys. zł brutto. – Czymś muszę ich jednak zachęcić do pracy z uczniami, z których wielu jest olimpijczykami. Inaczej po lekcjach będą uciekać, by dorabiać w prywatnych szkołach – mówi dyrektor.
Rada rodziców gdyńskiego liceum zdecydowała więc, że ci, którzy mają z uczniami różne kółka – chemiczne, geograficzne, informatyczne czy sportowe – dostaną 25 zł brutto za godzinę zajęć. Rodzice podpisują z nauczycielami umowy-zlecenia. Pieniądze na wynagrodzenia pochodzą z dobrowolnych składek. Zwykle jest to 50 zł miesięcznie od osoby.
Nawet 350 zł miesięcznie dorabiają dodatkowo do pensji nauczyciele z I LO im. Kopernika, najlepszego liceum w województwie łódzkim. Pieniądze na rzecz szkoły zdobywa od sponsorów Stowarzyszenie Wychowanków. – Część przeznaczamy dla nauczycieli za prowadzenie dodatkowych lekcji, niezależnie czy przygotowują uczniów do olimpiad, czy są to zajęcia sportowe. Od tych kwot odprowadzamy opłaty na ZUS i podatki – mówi Jan Kamiński, dyrektor Kopernika.
Z kolei w renomowanym V LO im. Witkowskiego w Krakowie rada rodziców postanowiła opłacać zajęcia ze specjalistami z danej dziedziny, np. historii sztuki czy algorytmiki. – Ceny muszą być choć trochę konkurencyjne, by specjaliści chcieli poświęcić uczniom swój czas. Za godzinę pracy historykowi sztuki z Uniwersytetu Jagiellońskiego płacimy 50 zł brutto – mówi Stanisław Pietras, dyrektor V LO.
Szefowie liceów przyznają, że do szukania pieniędzy u rodziców i sponsorów zmusza sytuacja finansowa szkół. – Nasze starania wynikają ze słabości obecnego systemu wynagradzania – uważa Kosakowski.