Ministerstwo pracuje nad tym, żeby uczeń w nowej rzeczywistości szkolnej korzystał z tych narzędzi, z których będzie korzystał jako dorosły obywatel. Żeby potrafił zagłosować w wyborach do samorządu uczniowskiego, tak jak będzie głosował jako dorosły obywatel, również za pośrednictwem Internetu. Żeby skorzystał z konta w banku internetowym, żeby potrafił zrobić coś razem w grupie, czyli umiał współpracować z kolegami w ramach narzędzi pracy grupowej. Wreszcie, żeby potrafił pracować na odległość. To są właśnie potrzebne umiejętności. Nie mówię o takich umiejętnościach, jak korzystanie z edytora tekstów czy arkusza kalkulacyjnego, ponieważ są to rzeczy, których oczywiście się uczy, tyle tylko, że to są narzędzia, z których młody człowiek powinien korzystać w sposób automatyczny, nie zastanawiając się, nie myśląc nad tym, jak się to robi. To jest właśnie ta dziedzina, w której w tej chwili dużo się dzieje. Z drugiej strony jest wiele programów i projektów edukacji informatycznej i takich z wykorzystaniem technik informatycznych. Ciągle pracujemy nad tym, by ukazywały się tego rodzaju programy dla uczniów zdolnych. Grupą, która w świetle ostatnich badań najczęściej korzysta z narzędzi internetowych, są starsi uczniowie i studenci. Wyprzedzają oni kadrę naukową na wyższych uczelniach. Nie jest więc tak, że można mówić o bardzo złej sytuacji.
[b]Czy pieniądze są istotną barierą, kiedy mowa jest o upowszechnianiu w szkołach dostępu do Internetu, sprzętu informatycznego?[/b]
Posłużę się kolejnym przykładem. Najwyższe wyniki egzaminów maturalnych i gimnazjalnych w ubiegłym roku miały województwa: podkarpackie, małopolskie, podlaskie i lubelskie. Najniższe wyniki, o ile pamięć mnie nie myli, miały Lubuskie i Zachodniopomorskie. Nie jest więc tak, że pewne rzeczy zależą wyłącznie od pieniędzy. Nie neguję kwestii, że pieniądze na edukację są potrzebne. W ostatnim czasie jest ich dużo więcej. Trzeba sobie uświadomić, że nie tylko pensje nauczycieli zasadniczo wzrosły i od 1 września nauczyciele będą chyba jedyną dużą grupą zawodową, która będzie miała podwyżkę płac. Chodzi też o to, że również zmniejszanie się liczby uczniów przy zachowaniu łącznej sumy wydatków na edukację powoduje, iż w przeliczeniu na ucznia dla nauczyciela tych pieniędzy jest coraz więcej. Modele, które czasem się promuje, takie jak portugalski, miały też swoją cenę. Tam w ciągu dwóch lat zamknięto 2 tysiące szkół. Działo się to w tym samym czasie, kiedy realizowano program wprowadzania do szkół notebooków. To nie jest rozwiązanie, które chcielibyśmy zastosować, żeby rozdanie jakiegoś sprzętu pociągało za sobą masową likwidację szkół.
[b]Czy odnosi pan wrażenie, że oczekiwania dzisiejszego ucznia wyprzedzają kompetencje kadry pedagogicznej?[/b]
Tak. Jednak pamiętajmy, że ponad 50 procent populacji dzisiejszych uczniów za 15 lat będzie wykonywało zawody, które dzisiaj nie istnieją. To znaczy, że nie ma człowieka na świecie, który jest zdolny wprost takich zawodów nauczyć. W ogóle nie jesteśmy już w sytuacji, by uczyć tego, co uczeń będzie wykorzystywał, może poza nielicznymi wyjątkami. Jesteśmy skazani na inny model szkoły, który nie polega na tym, że nauczyciel wie i o tym opowiada, a uczeń się tego dowiaduje. Istotą dzisiejszej szkoły jest przygotowanie do uczenia się przez całe życie. Jeżeli obserwujemy obecnie gwałtowny boom na uniwersytetach trzeciego wieku, jeżeli obserwujemy sytuację, że na tych uniwersytetach ogłasza się możliwość uczestnictwa w jakimś programie i w ciągu dwóch tygodni zgłasza się kilka tysięcy emerytów, w istotnej mierze ze wsi, to znaczy, że coś się w tej dziedzinie wydarzyło. Z jednej strony dzisiejsza szkoła nie ma szansy wprost przygotować do przyszłej pracy, tak jak kiedyś mistrz szewski uczył swojego ucznia robienia butów, a ten przez całe życie je robił. Uczyć dziś trzeba myślenia, samodzielności, pracy w grupie, kreatywności, posługiwania się technologiami służącymi do zdobywania wiedzy, języków obcych.