Jakość kształcenia będzie wreszcie decydować o pieniądzach, jakie z budżetu państwa dostaną publiczne uczelnie. Taki system finansowania szkolnictwa wyższego to w Europie już standard. Jak zapewnia „Rz" Bartosz Loba, rzecznik Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, resort od pewnego czasu wspólnie z Ministerstwem Finansów pracuje nad nowym algorytmem podziału pieniędzy na szkolnictwo wyższe.
W miniony piątek o takie zmiany zaapelowali rektorzy uczelni publicznych i niepublicznych. Ich zdaniem obowiązujący model dystrybucji pieniędzy do uczelni jest archaiczny. Liczą, że w nowej formule znajdą się pieniądze również dla sektora niepublicznego, i oczekują, że nowa formuła będzie oparta na kryterium jakości.
– Czekamy na oficjalne stanowisko w tej sprawie. Nad nowym algorytmem finansowania szkolnictwa wyższego pracuje obecnie zespół, w którego skład wchodzą wiceministrowie z resortów nauki i finansów – mówi „Rz" Loba.
Sprawdziliśmy, jak z podziałem publicznych pieniędzy przeznaczonych na finansowanie uczelni radzą sobie inne kraje. Z ostatnich danych Eurydice, agendy Komisji Europejskiej zajmującej się edukacją, wynika, że Polska należy do nielicznych krajów, w których jakość nie jest uwzględniana przy podziale dotacji. Wskaźnikami związanymi z wynikami studentów w nauce kierują się Czesi, Słowacy, Łotysze czy Węgrzy. Francuskie uczelnie zawierają z państwem umowy, w których określone są cele i wskaźniki efektywności, jakie ma przynieść edukacja. W Danii od efektywności kształcenia zależy całość przyznawanej na ten cel dotacji, w Wielkiej Brytanii jest głównym czynnikiem decydującym o wysokości publicznej dotacji. W Holandii wpływa na jej połowę, w Szwecji na 45 proc., a w Finlandii i Norwegii – jedną trzecią.
Różne kraje różnie określają efektywność studiów. Najczęściej opierają się na liczbie absolwentów, ale w Austrii i Liechtensteinie brana jest pod uwagę liczba studentów zdających egzaminy. W Norwegii i Szwecji liczba uzyskanych przez nich punktów zaliczeniowych. Anglia i Irlandia Północna, dzieląc pieniądze na szkolnictwo wyższe, nie uwzględniają liczby zarejestrowanych studentów, lecz liczbę kończących rok studiów, a więc uczelnia nie dostaje pieniędzy za tego, który przerwie naukę lub nie zda egzaminów.
Włosi dodatkowo dystrybuują więcej pieniędzy do uczelni kształcących młodzież z biedniejszych regionów. Na specjalny dodatek mogą liczyć też te, które edukują młodzież z tzw. patologicznych środowisk. Podobnie jest w Anglii i Irlandii.
Na tym tle polski system – oparty na liczbie studentów i kwalifikacji kadry – wydaje się mało elastyczny. Do podnoszenia jakości uczelnie ma zmotywować znowelizowana ustawa o szkolnictwie wyższym. Przewiduje ona ekstradotacje dla tych kierunków studiów, które najlepiej są oceniane przez Polską Komisję Akredytacyjną. Ta forma wsparcia liczona jest jednak w milionach złotych. Tymczasem na szkoły wyższe budżet przeznacza kilkanaście miliardów złotych i to tu zmiany są niezbędne.