Brakuje autorów do stworzenia podręczników do przedmiotów humanistycznych oraz przyrodniczych. W czwartek Ośrodek Rozwoju Edukacji ogłosił wyniki konkursu, który miał wyłonić partnerów merytorycznych niezbędnych do przygotowania cyfrowych książek szkolnych.
O tym, że konkurs może zakończyć się niepowodzeniem, „Rz" informowała pierwsza na początku czerwca. Przyczyną fiaska jest jego bojkot przez większość profesjonalnych wydawców. Walczą oni o rynek wart około 1 mld zł i przekonują, że pomysł MEN na stworzenie e-podręczników podważa wolnorynkowe zasady. Zaraz po ogłoszeniu wyników przez ORE zaapelowali do Ministerstwa Edukacji, by rozpoczęło dialog, który ma doprowadzić do kompromisu.
Złe warunki finansowe i brak dialogu
Konkurs ORE wyłonił partnera technologicznego, który ma być odpowiedzialny za stworzenie platformy, na której mają się znaleźć e-podręczniki. Wybrani zostali także partnerzy merytoryczni, którzy opracują materiały do edukacji wczesnoszkolnej oraz nauczania matematyki i informatyki.
Profesjonalni wydawcy zrzeszeni w Porozumieniu Nowoczesna Edukacja w swoim oświadczeniu przekonują: „Brak wyboru wszystkich partnerów wykazał, jak mało firm zgłosiło się do konkursu. Większość wydawców edukacyjnych podjęła decyzję o nieprzystępowaniu do konkursu z racji zaproponowanych warunków".
W czym rzecz? - Pułap wydatków, jaki na stworzenie e-podręczników założył MEN, doprowadzi do tego, że powstaną wyroby podręcznikopodobne - mówi Michał Kulesza z wydawnictwa Klett. Wyjaśnia, że największy problem dotyczy formuły jednorazowego przekazania całości praw autorskich. - To bardzo utrudnia pozyskanie materiałów źródłowych takich jak fragmenty utworów literackich, map czy zdjęć. Przy tego rodzaju publikacjach właściciele praw domagają się o wiele wyższych stawek niż w przypadku klasycznej formy podręczników. Rządowy budżet przeznaczony na ten cel może tych kosztów nie pokryć - dodaje.