Samorządy przy okazji dyskusji nad zmianami w Karcie nauczyciela domagają się od resortu edukacji szybkich zmian, dzięki którym mogłyby zaoszczędzić nawet ćwierć miliarda złotych. Wskazują na ich zdaniem absurdalne rozporządzenie regulujące system wpłacania jednorazowych dodatków uzupełniających.
Gdzie tu logika?
Chodzi o to, że samorządy muszą wypłacać ten dodatek także tym nauczycielom, którzy przebywają na urlopie na poratowanie zdrowa. Problem polega na tym, że jednocześnie zapisy Karty nauczyciela ograniczają wynagrodzenia tych pedagogów jedynie do pensji zasadniczej i dodatku za wysługę lat. Tymczasem nauczycielska pensja składa się jeszcze z kilku innych dodatków, które w sumie mają się złożyć na tzw. średnie wynagrodzenie, które określane jest przez MEN.
Jeżeli nauczyciel nie osiągnie tego poziomu, gmina musi mu wypłacić dodatek uzupełniający. – W tym rozwiązaniu brakuje elementarnej logiki. Jeden przepis ogranicza uposażenia dla nauczycieli, którzy przebywają na urlopie, inny każe wyrównywać ich pensje do średniej – przekonuje wiceprezydent Gdyni Ewa Łowkiel. Wskazuje, że właśnie to rozwiązanie zmusza Gdynię do wypłacania dodatków uzupełniających.
– Urlopy na poratowanie zdrowia przysługują nauczycielom mianowanym i dyplomowanym. Kontraktowi i stażyści nie mają do nich prawa. Sytuacja wygląda tak, że dwóm pierwszym grupom muszę wypłacać dodatek uzupełniający, a pozostałe dwie zarabiają więcej niż określona przez MEN średnia – podkreśla Łowkiel.
Gdynia w tym roku musiała w sumie zapłacić 1,5 mln zł dodatku uzupełniającego. W skali kraju wypłacono ich ok. 250 mln zł. Jedne z najwyższych dodatków, w przeliczeniu na nauczyciela, zapłaciła w tym roku gmina Łask (Łódzkie), było to 5,6 tys. zł. Naczelnik tamtejszego wydziału oświaty i kultury Jan Cybułka nie ma wątpliwości, że to pochodna feralnych przepisów. – W ubiegłym roku na urlopach na poratowanie zdrowia przebywało aż 19 pedagogów, normalnie jest ich kilku – mówi „Rz".