System nadzoru nad polskimi szkołami jest niesprawny i nieefektywny – wynika z danych Najwyższej Izby Kontroli, do których dotarła „Rz". Brakuje wizytatorów, szkoły zatrudniają nauczycieli bez odpowiednich kwalifikacji, a dyrektorzy nie sprawdzają, czy realizowana jest podstawa programowa. Uczniowie są niewłaściwie oceniani i klasyfikowani do wyższej klasy. Problemem jest nawet zapewnienie kwestii tak podstawowej, jak bezpieczeństwo uczniów – nie są przestrzegane przepisy BHP.
Na efekty nie trzeba było długo czekać. W blisko 20 proc. zbadanych przez NIK szkół podstawowych i aż 33 proc. gimnazjów uczniowie uzyskiwali po 2009 r. gorsze wyniki na egzaminach zewnętrznych, a co czwarty uczeń szkoły zawodowej nie uzyskał uprawnień do wykonywania zawodu.
Sprawa bulwersuje tym bardziej, że właśnie w 2009 r. nadzór został zreformowany przez MEN. Na zmiany wydano już co najmniej kilkanaście milionów złotych, a docelowo cała reforma ma kosztować ok. 80 mln zł. To pieniądze wyrzucone w błoto.
Jak się okazuje, w latach szkolnych 2008/2009 oraz 2009/2010 MEN w ogóle nie opracowało planu nadzoru nad szkołami. Do tego szkolenia wizytatorów rozpoczęło ponad pół roku po wprowadzeniu reformy.
W 9 z 16 kuratoriów, które skontrolowała NIK, rok po wdrożeniu reformy pracowało zaledwie 155 przeszkolonych wizytatorów. Podlegało im w tym czasie ponad 32,5 tys. szkół i placówek oświatowych. Tak więc każdy odpowiadał za 210 takich instytucji, choć zgodnie z prawem nie może mieć ich więcej niż... 14.