„Firmy szkoleniowe zaczynają tłuc kasę na tym, że MEN nie zadbał o zaplecze dla personelu »żyjącego« w realiach reformy" – napisał do „Rz" właściciel jednej z takich firm.
Jak się okazuje, wielu nauczycieli nie czuje się odpowiednio przygotowanych do pracy z sześciolatkami, a teraz także pięciolatkami, które także w ramach obowiązkowej zerówki trafiają do szkół. Zdani są na siebie. – Nauczyciele proszą o szkolenia, bo mają poczucie własnej porażki zawodowej. Dzieci płaczą, zasypiają na lekcjach lub przez pół roku nie mogą się otworzyć na kontakty społeczne, odnaleźć w szkole, nauczyć się koncentrować do ostrej pracy zgodnej z programem – mówi Maja Majewska-Kokoszka, psycholog z Gdańska prowadząca szkolenia dla nauczycieli. Wskazuje, że zakres takich szkoleń, w ramach prowadzonej reformy, powinien opracować i zrealizować MEN.
Tymczasem w związku z obniżeniem wieku szkolnego nie został zmodyfikowany nawet program studiów pedagogicznych.
– Z moich obserwacji wynika, że nową szkolną rzeczywistością wystraszone są nie tylko dzieci, ale także nauczyciele oraz rodzice. Wygląda na to, że poczucie winy, stres i porażka wychowawcza jest czymś, co każdy będzie musiał teraz na początku edukacji dołożyć dziecku do plecaka – dodaje.
Dorota Dziamska jest metodykiem nauczania początkowego, ma własną pracownię pedagogiczną. Jak przyznaje, nie jest w stanie przeszkolić wszystkich, którzy się o taką pomoc zwracają, musiałaby obniżyć standardy pracy, a tego nie zamierza robić.