Taką definicję e-podręcznika przedstawił w wywiadzie koordynator projektu Krzysztof Wojewodzic: „E-podręcznik jest zgodny z podstawą programową i posiada dopuszczenie do użytku szkolnego MEN. To dopuszczenie i zgodność z podstawą programową różnią go od innych zasobów elektronicznych".
To oznacza, że e-podręcznik podlega rozporządzeniu o dopuszczaniu do użytku w szkole programów wychowania przedszkolnego i programów nauczania oraz dopuszczania do użytku szkolnego podręczników. Zgodnie z nim podręczniki do użytku szkolnego dopuszcza minister edukacji, warunkiem jest uzyskanie trzech pozytywnych recenzji od rzeczoznawców wskazanych przez MEN.
W rozporządzeniu czytamy, że rzeczoznawca nie pozostaje z autorem w stosunku prawnym lub faktycznym, który może budzić uzasadnione wątpliwości co do jego bezstronności.
Skoro za przygotowanie e-podręczników odpowiedzialna jest agenda MEN, to oznacza to, że każdy rzeczoznawca jest w stosunku prawnym z autorem, gdyż pracuje na jego zlecenie.
Nasuwają się też pytania dotyczące wprowadzania zmian w treści e-podręczników. W lipcu minister edukacji Krystyna Szumilas znowelizowała prawo, by ograniczyć wydawcom podręczników możliwość częstego wprowadzania zmian. Jeżeli aktualizacja nie przekracza 20 proc. treści, można ją przeprowadzić najwcześniej trzy lata od momentu uzyskania dopuszczenia do obrotu. Tymczasem resort edukacji, lansując cyfrowe podręczniki, wskazywał, że ich formuła pozwoli na szybkie aktualizacje treści.