Wszystko przez system podziału subwencji oświatowej, zgodnie z którym pula budżetowych pieniędzy trafia także do szkół niepublicznych. Tym samym trafiają tam też te środki, które były przeznaczone na podwyżki nauczycieli tylko w szkołach samorządowych. Różnicę muszą pokrywać samorządy.
Mechanizm błędnego, jego zdaniem, naliczania subwencji oświatowej opisuje Lech Sprawka, poseł PiS, członek sejmowej podkomisji ds. ekonomiki oświaty i nauki, były kurator oświaty. – Podnosząc nauczycielskie pensje, rząd liczy pedagogów zatrudnionych w szkołach samorządowych, a następnie koszty wzrostu ich wynagrodzeń. Pula tych pieniędzy trafi do subwencji oświatowej. Problem zaczyna się w momencie jej podziału, do samorządów trafiają bowiem pieniądze w oparciu o liczbę uczniów. Ale liczy się wszystkich, także tych uczących się w szkołach niepublicznych, w których pracują nauczyciele, których nie ujęto w naliczaniu podwyżek – mówi Sprawka.
Jak zaznacza, liczba uczniów w szkołach niepublicznych to ok. 7-8 proc., co oznacza, że o tyle niedoszacowana jest subwencja oświatowa. Dodatkowym problemem jest to, że skutki tego niedoszacowania kumulują się w latach. Nauczyciele nieprzerwanie dostają podwyżki od 2008 r., w 2013 otrzymają kolejne. Zatem subwencja na 2013 r. jest niższa o konsekwencje podwyżek, także z 5 lat poprzednich.
Jak wyliczył Sprawka, w 2013 do kas samorządowych wpłynie o 882 mln zł za mało, w tym roku było 799 mln zł mniej, w 2011 o 665 mln zł za mało. W sumie od 2008 r. samorządy mogły dostać mniej o 3,45 mld zł, niż powinny. Dodatkowym problemem jest to, że mimo niżu demograficznego liczba uczniów w szkołach niepublicznych rośnie.
To oznacza, że systematycznie rośnie także część pieniędzy, jakie trafiają do szkół niepublicznych. Oto dane. W 2010 do szkół samorządowych uczęszczało 7 mln 438 tys. uczniów, kolejne 459 tys. do szkół niepublicznych. W 2012 r. do szkół samorządowych uczęszczało już o ponad 200 tys. mniej – 7 mln 182 tys., a do szkół niepublicznych o blisko 90 tys. więcej – 545 tys.