Kto będzie odpowiedzialny, jeśli w szkołach zacznie dochodzić do zakażeń Covid-19?
Minister edukacji jest odpowiedzialny za to, co się dzieje w szkole, i do tej pory zawsze tak było. Natomiast minister robi wszystko, żeby tę odpowiedzialność przesunąć na dyrektora szkoły, nauczycieli i samorządy. PiS robi to już nie pierwszy raz, przez ostatnie pięć lat to ich stała praktyka, nie pytają dyrektorów szkół i samorządowców – wręcz przeciwnie. Kiedy samorządowcy mówili, że pomysł na likwidacje gimnazjów jest zły, to ministerstwo szczególnie się tym nie przejęło. Dzisiaj mamy zagrożenie życia każdego ucznia, nauczyciela i dyrektora szkoły i nagle minister mówi – sorry, my wam powiemy, co wy możecie zrobić, a wy sobie coś z tym zróbcie. Pięć lat i trzy lata temu protestowaliśmy np., gdy minister wcisnął do szkół podwójny rocznik, kiedy szkoły przygotowane na sześć roczników zapełniono ośmioma rocznikami. Minister dalej uważa, że można pracować w takiej szkole, nie dosypując do prawie pustego budżetu szkolnego – subwencji. Jak jest przepełniona klasa, jak jest podwójny rocznik i na korytarzach w niektórych szkołach jest jednokierunkowy ruch, żeby dzieci się nie pozabijały, to jak można mówić o tym, żeby tworzyć dystans i mniejsze klasy. Na to wszystko potrzeba pieniędzy, teraz trzeba szukać sposobu, by te dzieci mogły bezpiecznie ze sobą przebywać.
Postulatem Związku Miast Polskich było przesunięcie roku o dwa tygodnie i powszechna kwarantanna dla dzieci.
Myślę, że samo przesunięcie roku szkolnego niewiele zmieni, tym bardziej że nikt z nas nie wie, co się będzie działo w połowie września i w październiku, kiedy dojdzie grypa. Minister edukacji, który siada przed kamerami i mówi, że „nie wiadomo, czy WHO i poszczególni epidemiolodzy mają rację, czy nie mają racji, bo to nie jest sprawdzone", to jest kompletna kompromitacja. Zamiast szukać rozwiązania, pan minister podaje w wątpliwość opinie specjalistów. Minister bardzo łatwo posługuje się porównaniem z tym, co się dzieje w Europie, że np. Włosi i inni Europejczycy posyłają dzieci do szkół. Różnica polega na tym, że oni się organizują, robią mniej liczne klasy, inwestują i inwestowali w środki komunikacji, a więc w sprzęt komputerowy, w umiejętności uczniów i nauczycieli posługiwania się tym sprzętem. Nie ma innego rozwiązania, jak szukać takich środków, które pozwolą na elastyczne działanie. W Polsce nastąpiła centralizacja i wszystkie decyzje zapadały w Warszawie, a dzisiaj mówią: „wy sobie poradźcie".
Jakie konsekwencje społeczne ma nauka zdalna dla dzieci?