„W najmłodszych klasach 1-3 będzie nie więcej niż 25 uczniów" - ogłosił w piątek premier Donald Tusk. Chce także, by sześcio- i siedmiolatki uczęszczały do oddzielnych klas. Ma to zagwarantować nowa ustawa.

- Pomysł jest doskonały i jesteśmy jego zwolennikami, jednak oznaczać to będzie konieczność rozbudowy bazy oświatowej tam, gdzie przybywa mieszkańców i narodzin. Czy premier zagwarantuje w ustawie przekazanie dodatkowych środków dla samorządów, czy też jedynie poprawia swój wizerunek robiąc rodzicom prezent za pieniądze ledwo zipiących gmin i – w przypadku Warszawy – dzielnic? - pyta Piotr Guział, lider Warszawskiej Wspólnoty Samorządowej, burmistrz warszawskiej dzielnicy Ursynów.

Jego zdaniem "premier obciąża kasy dużych miast i gmin podmiejskich (bo właśnie tam problemy z przepełnieniem klas są największe)". Dlatego Warszawska Wspólnota Samorządowa apeluje o odmrożenie prac nas janosikowym, "niesprawiedliwym podatkiem, który od lat drenuje budżety właśnie tych samorządów, a którego reforma jest blokowana przez posłów Platformy Obywatelskiej". Guział zaznacza, że obecnie Warszawa oddaje 800 mln zł rocznie, a inne duże miasta po kilkadziesiąt milionów złotych z tego tytułu.

-  Dzielnice mieszkaniowe dużych miast już teraz borykają się z przepełnieniem klas, do których uczęszcza nawet po 30 dzieci. Młodzież uczy się w systemie dwu- lub trzyzmianowym, ponieważ brakuje pieniędzy na rozbudowę bazy lokalowej. Na samej Białołęce brakuje obecnie 4 szkół. Na Ursynowie chcąc wypełnić „standard Tuska" konieczna będzie budowa co najmniej dwóch placówek. Koszt jednej szkoły to około 20 mln zł, bez kosztów pozyskania nieruchomości na ten cel. Oznacza to, że w samej Warszawie wypełnienie „standardu Tuska" będzie kosztować kilkaset milionów złotych. Nawet otrzymując środki z budżetu państwa, będzie można wypełnić standard dopiero za 2-3 lata, bowiem tyle trwa proces inwestycyjny  - zaznacza Piotr Guział.