Ponad 365 tys. młodych ludzi przystąpi dziś o godzinie 9 do matury. Po kilku tygodniach zmagań z egzaminem staną przed życiowym wyborem. Będą decydować, na jakiej uczelni i na jakim kierunku zdobędą wykształcenie, które ukształtuje ich karierę zawodową.
Na rynku funkcjonuje kilkaset uczelni i o wiele więcej kierunków studiów. Jak się okazuje, niektóre z nich lepiej omijać szerokim łukiem, a na pewno trzeba dokładnie prześwietlić przed dokonaniem wyboru.
"Rz" dotarła do niepublikowanych jeszcze danych Polskiej Komisji Akredytacyjnej (PKA). W podsumowaniu dziesięciu lat swojej pracy Komisja strzegąca jakości kształcenia na uczelniach zwróciła uwagę, że po wejściu w życie nowelizacji ustawy o szkolnictwie wyższym, przed dwoma laty skokowo zwiększyła się liczba ocen negatywnych, które wystawiła ocenianym kierunkom.
Przyczyna? Najczęściej dzieje się tak, bo wykładowcy są specjalistami w innych dziedzinach niż te, które powinny być nauczane na danym kierunku studiów. Na przykład w Radomiu pewna uczelnia na kierunku ubezpieczenia prowadziła wykłady ze spawalnictwa. Specjaliści akurat od tej dziedziny byli do wzięcia na miejscowej politechnice, na której owa cierpiąca na braki kadrowe szkoła znalazła wykładowców.
PKA wyjaśnia, że w ostatnim czasie m.in. z takich powodów była zmuszona odrzucić wiele wniosków uczelni dotyczących nadania uprawnień do kształcenia. I tak w przypadku studiów I stopnia, czyli licencjackich, najczęściej odrzucane były wnioski dotyczące kierunków: bezpieczeństwo wewnętrzne oraz fizjoterapia.