Wojna o kształt przekonań przyszłych pokoleń zaczyna przenosić się do szkoły. Z rzeczywistości, w której dyskusja o tym, czy np. religia powinna należeć do kanonu przedmiotów szkolnych, odbywała się na forum politycznym czy medialnym, trafiliśmy do takiej, w której do szkół coraz częściej wchodzą różnego rodzaju organizacje, które pod płaszczem warsztatów, a niekiedy nawet w ramach obowiązkowych zajęć programowych indoktrynują uczniów.
Choć konstytucja, a także ustawa o systemie oświaty, gwarantuje, że przestrzeń publicznej szkoły ma być neutralna światopoglądowo, to wygląda na to, że system nie ma narzędzi, by tę neutralność zapewnić. Sytuacja niepokoi tym bardziej, że organizacje, które rzekomo mają działać dla dobra uczniów, często wprost łączą się z polityką, bywa też, że służą jako narzędzie do pozyskiwania pieniędzy.
Światopogląd certyfikowany
Na kanwie sporu o ideologię gender starosta wołomiński, polityk PiS Piotr Uściński, zainicjował akcję, której celem jest przyznawanie placówkom oświatowym certyfikatów Szkoła Przyjazna Rodzinie. Certyfikaty przyznaje Fundacja Centrum Wspierania Inicjatyw dla Życia i Rodziny.
Zapytaliśmy przedstawicieli tej organizacji, kto i na jakich zasadach podejmuje decyzję o przyznaniu takiego dokumentu. Anna Borkowska-Kniołek, rzeczniczka fundacji, odpowiedziała nam, że decydują o tym władze fundacji po rozmowie z dyrektorem placówki.
– Podstawą do otrzymania takiego certyfikatu jest deklaracja, że szkoła nie realizuje i nie będzie realizowała programów, które deprawują uczniów, np. namawiają do wczesnej inicjacji seksualnej – wyjaśnia.