Zajęcia wspomagające są prowadzone wyłącznie w bezpośrednim kontakcie z uczniami. Nie metodami i technikami kształcenia na odległość. Tak wynika z rozporządzenia w sprawie szczególnych rozwiązań w okresie czasowego ograniczenia funkcjonowania jednostek systemu oświaty w związku z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem Covid-19.
Chodzi o dodatkowe lekcje, mające na celu utrwalenie wiadomości i umiejętności z wybranych obowiązkowych zajęć edukacyjnych. To maksymalnie 15 godzin na klasę, na których chętni uczniowie uzupełnią zaległości powstałe podczas pandemii. Szkoły mogły zgłosić chęć ich organizacji do końca lipca.
Czytaj więcej
Ministerstwo Edukacji i Nauki uruchomiło program wsparcia dla uczelni, które zorganizują zajęcia...
– To nawet logiczne, żeby braków, które powstały na skutek zdalnego nauczania, nie nadrabiać zdalnie. Pandemia sprawia jednak, że uczniowie coraz częściej znów muszą uczyć się z domu. Będziemy więc zapewne wnosić o zmianę prawa – mówi Urszula Woźniak ze Związku Nauczycielstwa Polskiego.
Z dnia na dzień przybywa bowiem placówek, które kształcą zdalnie lub częściowo zdalnie. Najgorzej jest w dużych miastach. W Warszawie funkcjonuje tak już co trzecia szkoła, w Łodzi niemal co trzecia, a w Bydgoszczy co szósta.