Większy wpływ urzędników na uczelnie publiczne i preferowanie uczelni prywatnych – tego obawiają się eksperci. Ich niepokój budzi pomysł Ministerstwa Nauki, jaki znalazł się w projekcie nowelizacji ustawy o szkolnictwie wyższym.
Minister Barbara Kudrycka skieruje go dziś do konsultacji międzyresortowych. Jak ustaliła „Rz”, jest w nim zapis o limitowaniu przez szefa resortu miejsc na studiach na uczelniach publicznych. Teraz szkoły wyższe same decydują, ilu przyjąć studentów. Od ich liczby zależy wysokość dotacji z budżetu.
Limity, których wprowadzenie zakłada projekt, dotyczyłyby uczelni z uprawnieniami do nadawania habilitacji. Ustawa da im prawo samodzielnego uruchamiania nowych kierunków studiów (teraz program studiów zatwierdza minister). Jednak będą je mogły otworzyć tylko pod warunkiem, że nie wzrośnie w nich liczba studentów dziennych.
„Zwiększenie liczby studentów stacjonarnych w tych uczelniach zależeć będzie od zgody ministra wydanej na podstawie analizy struktury kształcenia w kraju” – czytamy w projekcie.
– Jest niepokojący i wewnętrznie sprzeczny – tak zapis wprowadzający limity ocenia prof. Janusz Żmija, wiceprzewodniczący Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich, rektor Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie. – Jeśli uczelnie akademickie będą mogły powoływać nowe kierunki, to dlaczego mają ograniczać liczbę studentów? Gdzie ci studenci mają iść? Do uczelni niepublicznych?