Potem ma być o wiele trudniej. Problem w tym, że podatnicy płacą za ten nauczycielski przywilej setki milionów rocznie.

Kwestii urlopów na poratowanie zdrowia ZNP poświęciło aż kilka stron w wydawanym przez siebie tygodniu „Głos Nauczycielski". Tytuły artykułów nie pozostawiają wątpliwości, czemu te publikacje mają służyć. Na „jedynce" grzmi tytuł „Urlop zdrowotny? Ostatnia szansa!" a nad nim formuła „Zdążyć przed zmianą Karty nauczyciela". W środku tekst poświęcony tej tematyce zatytułowany „Zdrowotny last minut". Przekaz jest prosty. Autor sygnalizuje, że od 1 stycznia 2014 r. najprawdopodobniej wejdą w życie zmiany Karty, które znacznie utrudnią ubieganie się o urlop na poratowanie zdrowia. I sugeruje, by zatem nauczyciele zdecydowali się skorzystać z tej możliwości przed nowelizacją ustawy.

Teraz nauczyciel może skorzystać z urlopu na poratowanie zdrowia już po 7 latach pracy i trzy razy w ciągu kariery zawodowej. Za każdym razem czas urlopu może wynosić rok. Do przyznania urlopu wystarczy orzeczenia lekarza pierwszego kontaktu. Ale to ma się zmienić. Zgodnie z propozycjami MEN, decyzję o orzeczeniu urlopu ma teraz wydawać lekarz medycyny pracy. O urlop będzie można się starać dopiero po 20 latach pracy i będzie mógł być przyznany tylko raz, na okres roku.

O zmiany w systemie urlopów apelowały samorządy, które finansują ten przywilej. Gmina musi zapłacić pensję nie tylko nauczycielowi, który jest na urlopie, ale zapewnić także na jego miejsce zastępstwo i temu nauczycielowi także zapłacić. Zatem gdy jeden nauczyciel przebywa na urlopie na poratowania zdrowia wydatki gminy na to miejsce pracy podwajają się. Samorządowy zwracają także uwagę, że nauczyciele wykorzystują urlopy na poratowanie zdrowia by uciec przed zwolnieniem z pracy. W ostatnim czasie kiedy doszło do wielu likwidacji szkół odsetek nauczycieli przebywający na urlopach na poratowanie zdrowia wzrósł z 1,6 proc. w 2006 r. do 2,7 proc. w marcu 2012, zaś koszty tego przywileju z 256 mln zł w 2006 r. do 656 mln zł w 2012 r.