Samorządy zapowiadają bojkot rządowych propozycji, które mają ograniczyć liczbę uczniów w klasach. – Będziemy tworzyć takie standardy edukacyjne, na jakie nas stać – mówi „Rz” Andrzej Porawski, dyrektor biura Związku Miast Polskich. Zaznacza, że kolejny już raz rząd nakłada na samorządy dodatkowe obowiązki, nie zapewniając środków na ich sfinansowanie. – Nasze argumenty są całkowicie przez rząd ignorowane – dodaje Porawski.

W miniony czwartek Komitet Stały Rady Ministrów przyjął projekt nowelizacji ustawy o systemie oświaty. Poza tym, że ogranicza ona obowiązek szkolny dla sześciolatków, tylko dla tych dzieci, które urodziły się w pierwszej połowie 2008 r. (mają pójść do szkoły we wrześniu 2014 r.), wprowadza on jeszcze jedną bardzo istotną zmianę. Mianowicie ogranicza liczebność uczniów w klasach I–III szkół podstawowych do 25 uczniów. To rodzi zaś poważne konsekwencje finansowe; samorządy boją się, że nie wystarczy pieniędzy. Na czym polega problem? Jak wyliczył Ryszard Grobelny, szef Związku Miast Polskich, w małych szkołach średnia liczba uczniów w klasie wynosi 18 osób. Jeżeli w przyszłym roku do szkół trafi półtora rocznika (cały rocznik siedmiolatków i pół sześciolatków) to szkoły będą miały do zagospodarowania w jednej klasie 27 uczniów. Zgodnie z nowelizacją będą musiały stworzyć dwie klasy, a to rodzi dodatkowe koszty.

Według nieoficjalnych wyliczeń prowadzenie klasy poniżej 15 uczniów, przy obecnym podziale, a przede wszystkim wysokości subwencji oświatowej, nie bilansuje się. Potwierdzają to np. ostatnie posunięcia krakowskiego wydziału edukacji, który wyliczył, że w Krakowie minimalna liczba uczniów w klasie powinna wynosić 18, bo w innym wypadku mnoży się nauczycielskie etaty i za bardzo zwiększa obciążenia finansowe miasta związanie z edukacją. Najprawdopodobniej w związku z tym w jednej z krakowskich podstawówek zostanie rozwiązana jedna z klas, do której uczęszcza 15 ośmiolatków. Została zawiązana trzy lata temu, i naukę w niej rozpoczęło 18 sześciolatków, ale z czasem trójka dzieci się wykruszyła.

Swoimi wątpliwościami przedstawiciele gmin podzielili się na posiedzeniu komisji wspólnej rządu i samorządu terytorialnego. Ich stanowisko poparł wtedy szef resortu administracji Michał Boni stwierdzając, że proponowany limit uczniów może doprowadzić do tworzenia klas na siłę.

Limit liczebności klas wprowadzono z myślą o zaniepokojonych rodzicach sześciolatków. Na realizację tego celu nie przeznaczono żadnych dodatkowych środków.