Nową podstawę programową wprowadzano w 2009 r. w ogromnym pośpiechu. Prace nad nią rozpoczęły się od zera zaledwie rok wcześniej. A przecież zmiana podstawy pociąga za sobą konieczność wymiany wszystkich podręczników używanych przez uczniów.
– Musiały być gotowe na wrzesień 2009 r., podczas gdy zmiany w podstawie ogłoszono pod koniec 2008 r. Wiadomo było, że wygrają ci, którzy wcześniej wiedzą, co mają wydrukować i szybciej zaczną docierać ze swoim produktem do nauczycieli, którzy decydują o tym, z jakiego podręcznika będą korzystać – mówi rozmówca „Rz" z branży wydawniczej.
Pod koniec 2009 r. branżowe pismo wydawców pisało o „Czasie wielkich żniw". Obroty na rynku podręczników w 2009 r. wyniosły 775 mln zł, rok wcześniej było to 695 mln zł.
W 2010 r. było to 810 mln zł, w kolejnym roku – 815 mln, a w 2012 r. – już 840 mln.
„Mogły wykorzystać swoją pozycję"
Od lat pojawiały się sygnały, że reformie towarzyszyły nieprawidłowości. Ostatnio w listopadzie 2013 r. poseł PiS Jacek Sasin skierował w tej sprawie interpelację do MEN. Pytał m.in., czy to, że eksperci Gdańskiej Fundacji Oświatowej związani umowami z wydawcami pracowali nad nową podstawą programową nie oznacza, że doszło do nielegalnego lobbingu wydawców.