Piotr, absolwent polonistyki UW, maturę zdał w 1988 r. w warszawskim technikum im. Emiliana Konopczyńskiego. Jego córka Julka, ubiegłoroczna maturzystka, jest abiturientką stołecznego liceum im. Jarosława Dąbrowskiego.
Czym różniła się ich edukacja? – Wszystkim. Po starym systemie pozostały tylko gmachy szkół – ocenia Piotr.
Jego pierwsze skojarzenie, gdy wraca myślami do czasów szkolnych? – Program szkolny służył ideologizowaniu uczniów. Miałem to szczęście, że zarówno w podstawówce, jak i potem w technikum trafiłem na odważnych nauczycieli. Widziałem więc różnice, głównie w treściach historycznych, między tym, co przekazywali nam na lekcjach, a tym, co było w podręcznikach – opowiada.
Brakuje społecznego systemu nadzoru nad polityką oświatową, czegoś na wzór dawnej KEN
Wspomina, że wszystko opierało się na pozorach. – Nauczyciele, którzy opowiadali nam treści z drugiego obiegu, jednocześnie wymagali od nas obecności na pochodach pierwszomajowych, uroczystych apelach z okazji świąt państwowych. To był pewien szkolny rytuał, w którym trzeba było uczestniczyć – dodaje.