Oddanie przez gminę prowadzenia szkoły innym podmiotom to sposób na obniżenie wydatków na edukację i jednocześnie utrzymanie na danym terenie sieci szkolnej. W placówkach prowadzonych np. przez fundację nie obowiązuje Karta nauczyciela, a tym samym sztywna siatka płac czy wiele kosztownych przywilejów nauczycielskich. Dzięki temu utrzymanie szkoły, które cały czas jest obowiązkiem samorządu, staje się tańsze.
Takie decyzje gmin najczęściej spotykają się jednak z protestami nauczycielskich organizacji związkowych, które przekonują, że zmiana podmiotu prowadzącego odbije się negatywnie na uczniach. Kontrola przeprowadzona przez NIK pokazuje, że obawy pedagogicznych związków nie znajdują potwierdzenia w rzeczywistości. Izba przyjrzała się kilkudziesięciu takim procedurom przeprowadzonym w latach 2011–2013, żadna z nich nie została oceniona negatywnie.
„W przypadkach kontynuacji kształcenia uczniów w szkołach niepublicznych lub publicznych powstałych w miejsce zlikwidowanych szkół gminnych nie następowała istotna zmiana warunków kształcenia" – czytamy w raporcie NIK.
Izba wyliczyła także oszczędności, jakie dzięki tym przekształceniom poczyniły gminy. Dla przykładu gmina Górzyca (Lubuskie), prowadząc dwie własne szkoły podstawowe, w 2011 r. do edukacji musiała dokładać kilkaset tysięcy złotych z własnej kasy, bo subwencja oświatowa pokrywała niespełna 90 proc. kosztów. Z budżetu państwa gmina otrzymywała na szkoły 3,7 mln zł, a wydawała ponad 4,1 mln zł. Rok później, po przekształceniu szkół w placówki niepubliczne, wydatki spadły do poziomu 3,7 mln zł i były niższe od wpływów z subwencji.
Takie oszczędności są możliwe w szkołach, w których nie obowiązuje Karta nauczyciela, a pedagodzy pracują dłużej. Zgodnie z Kartą ich pensum wynosi 18 godzin lekcyjnych plus dwie dodatkowe na zajęcia opiekuńczo-wychowawcze.