W trybie edukacji domowej uczy się obecnie 6 tys. dzieci – podaje MEN. Najczęściej na taką formę kształcenia decydują się rodzice młodszych uczniów i zamiast posyłać ich na regularne lekcje w szkole, uczą ich sami w domu. Raz na pół roku dziecko musi jednak pojawić się w wybranej placówce, by nauczyciele sprawdzili jego wiedzę.
W ten zyskujący popularność system nauki uderzy planowana przez rząd reforma oświaty – ostrzegają eksperci. Problemem jest zwłaszcza zapis mówiący o rejonizacji. Nowe przepisy (pracuje nad nimi Sejm) mają wprowadzić zasadę, zgodnie z którą placówka kontrolująca postępy dziecka musi się znajdować w tym samym województwie, w którym ono mieszka.
Dziś dzieci zapisywane są do szkół wybranych przez rodziców. Zdarza się, że placówka, którą uznają oni za przyjazną edukacji domowej, jest odległa o setki kilometrów. Bywa też, że do takiej szkoły zapisywane jest dziecko mieszkające na stałe poza Polską.
– Rejonizacja uderzy zwłaszcza w dzieci mieszkające za granicą, które nie mają w kraju miejsca zamieszkania. Ten przepis odetnie je od naszego systemu edukacji – mówi Krzysztof Tusiński, członek grupy ds. edukacji domowej w MEN. Jego zdaniem utrudnienie dzieciom z emigranckich rodzin kontaktu z polską szkołą może spowodować, że wiele osób, które wcześniej planowały powrót do kraju, zmieni decyzję. – Będą się bały o to, czy ich dzieci poradzą sobie u nas w zwykłej szkole, która jest dużo bardziej sformalizowana niż np. w Szwecji – tłumaczy ekspert.
Zdaniem naszych rozmówców stracą także dzieci mieszkające w kraju. – Rejonizacja sprawi, że wiele z nich trafi do szkół, w których nauczyciele nawet nie wiedzą, że edukacja domowa jest u nas możliwa. To z kolei wiąże się z niezrozumieniem czy też egzaminami w postaci „zbioru" sprawdzianów z całego roku szkolnego – mówi Małgorzata Taranek ze stowarzyszenia Edukacja Domowa Plus. – Może to również spowodować problemy dla małych wiejskich szkół, które wspierały ten tryb edukacji, a które po zmianie ustawy stracą uczniów spoza rejonu – dodaje.