„Środki grantowe to nie fanaberia. To konieczność, jeśli chcemy tworzyć w naszym kraju prawdziwe innowacje”. Te słowa Łukasza Zybaczyńskiego, prezesa biotechnologicznej firmy BioResearch Pharma, uderzają w samo sedno paradoksu, w którym ugrzęzła polska myśl technologiczna. Mamy genialnych naukowców, odważnych przedsiębiorców i pomysły, które mogłyby zmienić reguły gry na światowych rynkach. Mamy też miliardy złotych w unijnych i krajowych programach, które teoretycznie mają te pomysły wspierać. A jednak coś w tej maszynie nie działa. Coś sprawia, że polski sen o potędze technologicznej, zamiast stawać się rzeczywistością, zamienia się w koszmar biurokracji, paraliżu decyzyjnego i bezpowrotnie oraz boleśnie stracony czas i szanse. To historia o systemie, który często, zamiast podawać innowatorom rękę w drodze na szczyt po wspólny sukces, zrzuca ich w przepaść z powodu brakującej pieczątki czy błędu formalnego.
Paweł Poszytek przewodniczący Rady Naukowej Fundacji Work Sciencemat.
Ambicje pogrzebane w biurokracji
Polska marka Ultre, zrodzona z czystej inżynierskiej pasji i pracy doktorskiej jej założyciela, dokonuje rzeczy niezwykłych. Projektuje ultralekkie i niewiarygodnie wytrzymałe konstrukcje metalowe, zaczynając od dizajnerskich mebli. Ich krzesło, ważące zaledwie 1,6 kilograma, wytrzymuje obciążenia przekraczające normy dla konstrukcji przemysłowych i trafia prosto do muzeum sztuki nowoczesnej, stając się manifestem technologicznej maestrii. Ambicje zespołu sięgają jednak znacznie dalej. Widzą ogromną niszę na rynku: specjalistyczne, ultralekkie pojazdy elektryczne dla firm kurierskich – branży, w której Polska jest niekwestionowanym europejskim liderem.
Tworzą fizyczny prototyp, opierając się na autorskich algorytmach sztucznej inteligencji, które drastycznie skracają cykl projektowy i tną koszty. Zbierają listy intencyjne gwarantujące zapotrzebowanie na 2,5 tys. pojazdów – to nie mrzonka, to realny, potwierdzony przez rynek biznesplan. Mają w ręku gotowy, namacalny projekt, który mógłby stać się fundamentem nowoczesnego, polskiego przemysłu motoryzacyjnego. Z pełnym przekonaniem składają wniosek do PARP o dofinansowanie linii produkcyjnej. I co? Wniosek, który w ocenie merytorycznej zdobywa uznanie ekspertów, ląduje w koszu. Powód jest tak trywialny, że aż trudno w niego uwierzyć: formalny. Niewystarczający obrót, brak twardych zabezpieczeń. To zrozumiałe, że grantodawca oczekuje zabezpieczenia realizacji projektu kapitałem. Tylko że oczekiwana gwarancja tego kapitału jest niewspółmiernie wysoka dla firmy, która cały czas się rozwija i inwestuje. System mówi im wprost: jesteście za mali, zbyt niepewni, wróćcie, jak będziecie duzi i bogaci. Tylko po co im wtedy publiczne wsparcie, które z definicji ma pomagać na najtrudniejszym, początkowym etapie?
Jarosław Olszewski prezes Fundacji Work Science
Innowacje czekają na decyzje
To nie jest odosobniony przypadek. To reguła, która paraliżuje wiele firm z branży. Spójrzmy na Aslab Science, firmę o statusie Centrum Badawczo-Rozwojowego, do której trafiają specyficzne procesowe problemy technologiczne polskich firm biotechnologicznych i koncernów farmaceutycznych. Przez długie miesiące czekają na jakąkolwiek decyzję w sprawie swojego wniosku grantowego. Nie ma żadnej informacji, żadnego przewidywanego terminu, żadnej możliwości planowania strategicznego. Komunikacyjna czarna dziura. A w takich branżach jak biotechnologia czas jest walutą cenniejszą niż złoto. Każdy miesiąc zwłoki to gigantyczne ryzyko, że ich przełomowe rozwiązanie ktoś inny, sprawniej finansowany, wprowadzi na rynek jako pierwszy.
Podobny paraliż decyzyjny dotknął konkurs PERUN, kluczowy dla obronności i bezpieczeństwa państwa, ogłoszony przez NCBR w 2023 roku. Wnioskodawcy – zarówno z sektora naukowego, jak i przemysłowego – ponad rok pozostawali w zawieszeniu, czytając jedynie lakoniczne komunikaty o „wydłużeniu prac oceniających”. W obliczu wojny za naszą wschodnią granicą innowacje dla wojska powinny być absolutnym priorytetem. Zamiast tego mamy mur milczenia, który podcina skrzydła i niszczy zaufanie. Wedle najnowszych informacji przedłużenie wynika z przesunięcia w strumieniach finansowania ze środków KPO, a wyniki mają być ogłoszone jeszcze w październiku. Nie zmienia to jednak faktu ogromnych nakładów inwestycyjnych, jakie firmy musiały ponieść, utrzymując przez czas tych opóźnień gotowość technologiczną oraz z własnych pieniędzy finansując prace przygotowawcze.
Historia staje się jeszcze bardziej absurdalna, gdy przyjrzymy się projektom innowacyjnym na poziomie europejskim, a odrzuconym z powodu „braku innowacyjności”. Konsorcjum firm Agroconsult i Deltima opracowało unikalny preparat, oparty na naturalnych wyizolowanych z ekstremalnych środowisk mikroorganizmach, który skutecznie unieszkodliwia metale ciężkie w glebie. Wydawałoby się – rozwiązanie na miarę globalnych wyzwań zielonej transformacji. Werdykt ekspertów? „Nie jest innowacyjny”, bo na rynku są już produkty, które neutralizują w środowisku metale ciężkie. To prawda, są, ale o zupełnie innej zasadzie działania i zdecydowanie mniej korzystnym oddziaływaniu na środowisko. Problem w tym, że w rubrykach wniosków grantowych może to umknąć i wydawać się rozważaniem akademickim.
Podobny policzek został wymierzony firmie KP Labs z sektora kosmicznego. Ich wniosek na nowatorską, autonomiczną jednostkę obliczeniową dla satelitów odrzucono, bo rzekomo w Polsce istnieją już podobne technologie. Problem w tym, że technologie wskazane przez eksperta w uzasadnieniu w ogóle nie istnieją. Były to „halucynacje” sztucznej inteligencji, którą oceniający nieopatrznie się zasugerował, co zdemaskowała sama firma. Skandal zmusił NCBR do wydania oficjalnego zakazu korzystania z AI przy ocenie wniosków, ale niesmak i poczucie absurdu pozostały.
Źródła systemowej niemocy
To zderzenie z murem biurokracji i niekompetencji ma realne, dramatyczne konsekwencje. Joanna Lipner, dyrektor zarządzająca firmy Pikralida, mówi wprost: „Polski sektor deeptech nie potrzebuje kolejnych deklaracji o wsparciu innowacji – potrzebuje sprawnie działającego systemu, który umożliwia rozwój, zamiast go blokować”. Tymczasem firmy, które jeszcze niedawno planowały ekspansję, dziś tną zespoły, a najlepsi specjaliści coraz częściej szukają pracy za granicą. Coraz więcej przedsiębiorców poważnie rozważa przeniesienie działalności do krajów, gdzie system wsparcia działa przewidywalnie, transparentnie i partnersko.
Z czego wynika ta systemowa niemoc? Przede wszystkim z krótkowzroczności i wszechobecnego strachu. W naszym spolaryzowanym społeczeństwie, gdzie każda decyzja może stać się amunicją w bezwzględnej wojnie politycznej, urzędnicy boją się ryzyka. Bezpieczniej jest odrzucić dziesięć obiecujących, ale ryzykownych projektów, niż zatwierdzić jeden, który może się nie powieść i narazić się na zarzut „niegospodarności” czy „wyprowadzania pieniędzy”. Brakuje nam fundamentalnego zaufania – do naukowców, do agencji, do rządzących. Brakuje długofalowej strategii rozwoju, która przetrwa więcej niż jedną kadencję parlamentu.
A jednak, mimo wszystko, polscy innowatorzy się nie poddają. Ultre, pomimo problemów z pozyskaniem finansowania, działa dalej z dużymi sukcesami. Rozwija własne oprogramowanie, współpracuje z uczelniami i właśnie przeprowadziła światową premierę swoich przełomowych miejskich samochodów, która odbyła się 23 września na Kongresie Nowej Mobilności w Katowicach. Robią to wszystko sami, bo wymykają się zachowawczym ramom państwowego wsparcia. Ich historia to dowód na niezwykłą determinację i siłę polskiej myśli inżynierskiej, ale jednocześnie gorzka diagnoza państwa, które ma problem ze wspieraniem najlepszych. Pytanie, które po tym wszystkim pozostaje, nie brzmi, czy w Polsce powstają innowacje. Odpowiedź znamy i jest ona twierdząca. Prawdziwe pytanie brzmi: czy jako państwo i społeczeństwo jesteśmy gotowi w nie zainwestować, zanim ich owoce wykorzystają inni?