Idąc do wyborów Koalicja Obywatelska obiecywała zmiany w szkołach. Najczęściej powtarzanym punktem programu były podwyżki dla nauczycieli. Obiecywano 30 proc. – co miało dawać nie mniej niż 1500 zł.
Faktem jest, ze choć z perturbacjami związanymi z przedświątecznym wetem prezydenta, ostatecznie udało się te podwyżki wprowadzić w życie. To 33 proc. dla nauczycieli rozpoczynających pracę w zawodzie i 30 proc. dla mianowanych i dyplomowanych. Ale problem stanowi to, że nominalnie było to 1500 zł licząc od średniego a nie zasadniczego wynagrodzenia.
Czytaj więcej
Ministerstwo Edukacji Narodowej rozpoczęło pracę nad nowymi zasadami obsadzania stanowisk dyrektorskich w szkołach. Proponowane zmiany wzbudzają mieszane uczucia.
Do tej pory pojęciem średniego wynagrodzenia posługiwało się chętnie Prawo i Sprawiedliwość starając się udowodnić, że płace w oświacie nie są aż tak marne. Nauczyciele, ale też będąca wówczas w opozycji KO, zwracali uwagę na to, że do średniej pensji wlicza się wszystko – także np. nagrody jubileuszowe czy odprawy emerytalne. A wiadomo, że są to pieniądze, które pedagodzy otrzymują tylko raz i dość rzadko.
Kwota podwyżki jest więc finalnie niższa. Ale i tak podwyżki, wraz z wyrównaniem, otrzymało już 85 proc. nauczycieli.