Prof. Konopczyński: Kamilek żył wśród ludzi, ale nikt się nim nie zainteresował

Nie wyobrażam sobie, że do szkoły przychodzi chłopiec, który ma siniaki i złamaną rękę, a żaden z nauczycieli nie interweniuje – mówi prof. Marek Konopczyński, pedagog, członek członek Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN.

Publikacja: 14.05.2023 10:10

Marek Konopczyński

Marek Konopczyński

Foto: tv.rp.pl

Jak to możliwe, że nikt nie zareagował na krzywdę 8-letniego Kamila z Częstochowy?

Ta tragedia pokazuje, że polski system przeciwdziałania przemocy jest niedrożny. Na całej drodze życia Kamilka pojawiło się wiele osób, ale żadna nie zareagowała odpowiednio. Nie pomogła też ani jedna instytucja. W sprawę zaangażowany był przecież sąd, Policja, szkoła, pracownicy socjalni, sąsiedzi i rodzina. Zastanawiam się na ile ta sytuacja wynikła z niekompetencji, złej woli lub braku empatii. Nie wyobrażam sobie, że do szkoły przychodzi chłopiec, który ma siniaki i złamaną rękę, a żaden z nauczycieli nie interweniuje. Nawet dla osoby niekompetentnej, wystarczy jedno spojrzenie w oczy dziecka, które są pełne przerażenia i smutku. Pamiętajmy, że nauczyciele są przygotowani do swojej pracy - podczas toku studiów mają pedagogikę i psychologię. Podobnie niezrozumiały jest brak działania sądu, który był poinformowany o sytuacji i nie podjął się pomocy temu dziecku. Może wychodził z założenia "świętości rodziny", która zakłada, że rodzina jest najważniejsza i nie można zabierać dziecka od rodziców. A to jest wielkim błędem. Policja kilkakrotnie odstawiła Kamilka do domu, po tym jak próbował z niego uciec. A to przecież jest jednym z najwyraźniejszych sygnałów, że w domu dzieje się coś złego. Są jeszcze sąsiedzi, którzy nie dostrzegli, że dzieje się coś złego.

A przecież dręczone dziecko, polewane wrzątkiem, musiało krzyczeć.

Oczywiście, dziecko krzyczało i było poobijane. Kamilek nie żył na pustyni ani w puszczy, tylko wśród ludzi. Jako społeczeństwo cierpimy na chorobę braku empatii. Jednym z podstawowych problemów systemowych jest to, że nie interesujemy się losem innych ludzi. Obawiam się, że z tej tragedii zostaną wyciągnięte opaczne wnioski. Już teraz politycy prześcigają się w opowieściach o tym, jakie kary należy zastosować wobec sprawcy.

Pojawił się pomysł powrócenia do kary śmierci.

Tak, jest on absurdalny i nie możliwy z powodów prawnych. Osoby, które wypowiadają się o każe śmierci wprowadziły jednocześnie zakaz aborcji. Teraz bez skrupułów twierdzą, że dorosłych można zabijać. Jeżeli ktoś uważa się za chrześcijanina, to powinien wiedzieć, że jeżeli Bóg stworzył człowieka, to tylko Bóg może mu to życie zabrać. Jakim prawem człowiek uzurpuje sobie boskie uprawnienia? Dla katolików powinno być to jasne. Na całym świecie społeczeństwa odchodzą od kary śmierci ponieważ ona niczego nie rozwiązuje. Trzeba racjonalnie zastanowić się nad tym co zrobić, że więcej dzieci nie ginęło.

Według słów ministra Czarnka, Mikołaj Pawlak, Rzecznik Praw Dziecka sprawdził szkołę w Częstochowie i ocenił, że szkoła zrobiła wszystko co trzeba. Szef resortu edukacji tłumaczył, że „system działa, ale zawiódł człowiek, a gdyby było inaczej, to takie tragedie byłyby co tydzień”.

Jako wieloletni badacz procesów społecznych muszę się nie zgodzić się z tą opinią. Oczywiste jest, że system i szkoła zawiodły absolutnie nie dostrzegając problemu. Pamiętajmy, że placówki edukacyjne mają dwie funkcje: edukacyjną i wychowawczą. Wychowanie pomaga w rozwoju młodych ludzi. Jeżeli dziecko przychodzi pobite i ze złamaną ręką, a nauczycieli to nie interesuje, to nie można powiedzieć, że szkoła spełniła wszystkie procedury.

Może spełnienie procedur polega na tym, żeby na wszystko mieć kwity? Stosowane dokumenty ma szkoła, Policja i kuratorium.

Zbudowaliśmy Polskę instytucjonalną, która ma twarz urzędnika. By komuś pomóc, trzeba się udać do urzędu. Istnieje telefon zaufania dla dzieci, ale jaki procent maltretowanych dzieci na niego zadzwoni? Ofiary na pewno nie zadzwonią, bo się wstydzą i próbują ukryć. To człowiek powinien zainteresować się losem dziecka, a nie odwrotnie. Nie możemy oczekiwać, że dziecko pójdzie do urzędnika i poprosi o pomoc. Takie założenie dowodzi kompletnej nieznajomości psychologii dziecka. Chciałbym, żeby rzesze ciężko pracujących pracowników socjalnych i urzędników pomocy społecznej za biurkami, równie ciężko pracowało chodząc do domów, w których jest podejrzenie przemocy w rodzinie.

Takich pracowników jest za mało.

Tak, bo muszą wypełniać masę niepotrzebnych dokumentów. Gdy chodziłem do szkoły za tzw. komuny, to raz w miesiącu przychodziła do nas wychowawczyni ze szkoły i pytała o to co jadłem i prosiła o pokazanie mojego pokoju oraz biurka przy którym odrabiam lekcje - mimo tego, że dziadkowie, z którymi mieszkaliśmy byli szanowanymi przedwojennymi nauczycielami.

Teraz pojawiłby się zarzut naruszenia prywatności i skądinąd trochę słuszny.

Zawsze będzie jakaś granica. My krytykujemy skandynawski system pomocowy, który dość szybko odbiera dzieci, ale jednocześnie nie proponujemy własnego systemu. Nie może być tak, że za naszą ścianą dzieje się krzywda, a my stwierdzamy, że wszystkie formalności zostały załatwione.

Dlaczego nie było reakcji ze strony matki na krzywdę dziecka?

Albo nie interesował jej los tego dziecka, albo mamy do czynienia z syndromem sztokholmskim. Tzn. mogła być ofiarą, która kocha i wierzy swojemu oprawcy. Być może ta kobieta była bez szans wobec agresora.

Jak mogła to wytrzymać?

Nie wiem, ale za szybko ferujemy wyroki w tej sprawie. Warto byłoby głębiej przeanalizować sytuację rodzinną i sąsiedzką. Sąsiedzi mówią, że nic nie wiedzieli, ale to powiedzieć jest najłatwiej.

Rozmowa została przeprowadzona na antenie News24 w ramach programu „Wieczór publicystów” Rzeczpospolitej

Jak to możliwe, że nikt nie zareagował na krzywdę 8-letniego Kamila z Częstochowy?

Ta tragedia pokazuje, że polski system przeciwdziałania przemocy jest niedrożny. Na całej drodze życia Kamilka pojawiło się wiele osób, ale żadna nie zareagowała odpowiednio. Nie pomogła też ani jedna instytucja. W sprawę zaangażowany był przecież sąd, Policja, szkoła, pracownicy socjalni, sąsiedzi i rodzina. Zastanawiam się na ile ta sytuacja wynikła z niekompetencji, złej woli lub braku empatii. Nie wyobrażam sobie, że do szkoły przychodzi chłopiec, który ma siniaki i złamaną rękę, a żaden z nauczycieli nie interweniuje. Nawet dla osoby niekompetentnej, wystarczy jedno spojrzenie w oczy dziecka, które są pełne przerażenia i smutku. Pamiętajmy, że nauczyciele są przygotowani do swojej pracy - podczas toku studiów mają pedagogikę i psychologię. Podobnie niezrozumiały jest brak działania sądu, który był poinformowany o sytuacji i nie podjął się pomocy temu dziecku. Może wychodził z założenia "świętości rodziny", która zakłada, że rodzina jest najważniejsza i nie można zabierać dziecka od rodziców. A to jest wielkim błędem. Policja kilkakrotnie odstawiła Kamilka do domu, po tym jak próbował z niego uciec. A to przecież jest jednym z najwyraźniejszych sygnałów, że w domu dzieje się coś złego. Są jeszcze sąsiedzi, którzy nie dostrzegli, że dzieje się coś złego.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Oświata
Ankieta: Sztuczna inteligencja odrabia lekcje za polskich licealistów
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Oświata
Wojsko zaraz po ukończeniu szkoły. Co proponuje armia?
Oświata
Szef IBE: Polska szkoła choruje nie na testozę, ale na ocenozę
Oświata
Uczestniczka Powstania Warszawskiego Wanda Traczyk-Stawska Damą Orderu Uśmiechu
Oświata
Warszawa za religię w szkole płaci aż 63 mln zł. Jak jest w innych miastach?